Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tylko nasze małe piekiełko?

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
Pisałam jakiś czas temu - z beznadziejnym żalem - o jadowitych wpisach, komentarzach internautów pod informacjami o sukcesach różnych ludzi. Ubolewałam nad tym, że jakąś naszą polską specjalnością stało się anonimowe plucie na każdego, kto się czymkolwiek zasłużył.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >Pisałam jakiś czas temu - z beznadziejnym żalem - o jadowitych wpisach, komentarzach internautów pod informacjami o sukcesach różnych ludzi. Ubolewałam nad tym, że jakąś naszą polską specjalnością stało się anonimowe plucie na każdego, kto się czymkolwiek zasłużył. Sportowcy odnoszą zwycięstwa - kilka linijek gratulacji, a potem marudzenie, że mogło być lepiej, by na koniec już po całości jechać, że to nieroby i chciwcy, którym na dodatek również zdarza się przegrywać. Artyści dokonają czegoś wybitnego - jak wyżej. A w uwagach dodatkowych - złośliwości na temat defektów urody i nie dość lub zbyt widowiskowego partnera.
<!** reklama>

Kilka ostatnich dni przyniosło mi podobnie smutne refleksje na temat naszego podwórka. Jeden z lokalnych portali zamieścił informację, że koronowski poeta i dramaturg, Jarosław Jakubowski, pracuje właśnie w Teatrze Polskim w Bydgoszczy nad premierą nowego tekstu. Przypomnijmy, że wcześniej ten sam autor z sukcesem wystawił w Warszawie swojego „Generała”, a jego sztukami są zainteresowane inne zespoły teatralne. Trochę mi było przykro, że twórca dramatu nie pochwalił się tym na łamach „Expressu”, bo to nie tylko kulturalny news z życia miasta, ale i powód do radości, bo nikt nigdy nie ukrywał, że Jarosław Jakubowski to dziennikarz naszego działu lokalnego. Dyskusja forumowiczów wystarczyła jednak za komentarz - niektórzy (anonimowi, a jak!) internauci wyrzucają twórcy nadmierne lansowanie się, innym nie podoba się, że doceniani są ci, a nie inni poeci czy pisarze... Gdybym już nie wylała wszystkich łez nad zepsuciem poziomu internetowego dyskursu, pewnie bym się dziwiła. Teraz mi tylko was żal. Co złego w częstym pisaniu o facecie, który zapełnia widownię komercyjnego teatru niełatwą sztuką? Co złego w dostrzeganiu autora, któremu sukcesu gratulował (helo!) Mrożek?! Tak trudno być po prostu zadowolonym, że komuś tutejszemu coś się udało?

Podobnie wiele pomyj wylano na portalu lokalnej gazety po publikacji najnowszego albumu Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy, „Wierni swemu miastu” (to motto ze sztandaru towarzystwa). Album jest spektakularny, prace nad nim trwały trzy lata, spina klamrą dzieje ludzi zaangażowanych w nadawanie charakteru Bydgoszczy od czasów pruskich po współczesność. Jest próbą pokazania działaczy - od funkcyjnych po szeregowych - na przełomie tak wielu lat. Krytycy piszą, że część historyczna jest faktycznie godna pochwały, ale współczesna to żenująca hagiografia, stawianie pomników samym sobie, z autopromocją prezesa na czele. Że pojawiają się na stronach albumu i czerwoni, i czarni - jedni i drudzy przedstawiani w służalczy sposób, w zależności od tego, kto był u steru...

Wydaje się więc, że ktoś ma problem. Nie ma wątpliwości, iż w obszernej monografii muszą pojawić się niesławne (dziś) nazwiska. Jeśli opisujemy CAŁE dzieje Bydgoszczy przez ludzi je tworzących, nie zabraknie i Niemca, i komunisty. Zapytałabym jednak rzeszę nauczycielek historii i młodych miłośników miasta, których TMMB wychowało mnóstwo, czy źle im w takim albumie? Czy przykro z tego powodu tym bydgoszczanom, którzy od kilkudziesięciu lat z TMMB upiększają zieloną Bydgoszcz?... Wraży forumowicze wszystko i wszystkich wrzucili do worka z „leśnymi dziadkami” i „zakłamaną ferajną Derendy z „Dziennika Wieczornego”. (Powinno mi być głupio, bo ja też z „Dziennika” i też z czasów red. Derendy. Ale nie jest mi tak.) Książkę studiuję z dużą ciekawością i nic mi do tego, że na zdjęciach i wpisach pojawia się autor. Niech ma, skoro działał i działa, skoro to on usiadł do mrówczej pracy autorskiego spisywania tej nietypowej historii. Z przyjemnością poznałabym inne prace innych dziejopisów.

Tak jak czekam na kolejne sztuki i sceniczne realizacje redaktora Jakubowskiego. Obym mogła o nich czytać w „Expressie” jak najczęściej. Niech ma tę satysfakcję, skoro jeszcze ma błyskotliwą wenę pisania w innej niż zawodowa formule.

Może jednak wystarczy. Może oderwać wzrok od Bydgoszczy i przenieść go na inną perspektywę. Ot, choćby na heroiczną walkę Justyny Kowalczyk z bólem i przeciwniczkami. Trzeba się cieszyć każdym jej dobrym startem, bo kiedy ból (lub przeciwniczki) okażą się silniejsze, z narodowego piedestału jakieś ukrywające się pod nickami sierotki strącą ją do piekiełka zawiści.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!