Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bo suknia była za duża...

TEKST: Justyna Król ZDJĘCIA: Piotr Ulanowski
Piotr Ulanowski
Piotr Ulanowski
Godzina 23:02. Kilkupiętrowy tort wjeżdża na salę weselną. Panna młoda już rozjuszona. Szepcze do męża przez zaciśnięte wargi: - Miał być o 23:00 cholera, ktoś za to beknie!

„Jak oni pięknie wyglądają. Będą obrzydliwie szczęśliwi. Niech im się wiedzie. Może nawet pokuszę się o złapanie welonu. Taki piękny ślub…” - myśli rozmarzona kuzynka panny młodej, stojąc w tłumie gości i patrząc na parę stojącą nad tortem. Pan młody ma dziwnie rozbiegane spojrzenie. Nagle rzuca się na słodki symbol miłości, szybkim ruchem wyjmuje z niego racę i wbija w krem odwrotną stroną… Po chwili odbie­ga i zasłania ukochaną własnym ciałem. Kilka sekund później perfekcyj­nie ubita śmietana ląduje na wszystkim wokół…

Właśnie w ten sposób kilkanaście lat temu „skonsumowano” ślubny tort w jednej z bydgoskich sal weselnych. Pracownik lokalu, zamiast odpowiedniej racy do ciast, kupił omyłkowo petardę spod ronda. Dziś o to, by takich wpadek nie było, dba niejeden „wedding planner”. Jednak tak naprawdę nadal nigdy nie jest idealnie.

- Nie jest. I to jest w tym najpiękniejsze - mówi Piotr Ulanowski, foto­graf ślubny, który przeżył ten najważniejszy dzień w życiu z ponad trzy­stoma małżeństwami. - Każda z tych par jest inna, wyjątkowa. Chyba mam szczęście do ludzi - podkreśla.

Z boku wszystko widać lepiej. Dokładniej, z detalami. Każde zmarsz­czenie brwi, przygryzienie ust, nawet delikatny objaw stresu czy podekscytowania. Oko obiektywu czujnie rejestruje, a jego właściciel zbiera doświadczenia - nie tylko czysto fotograficzne, ale i socjologiczne.

TYP PIERWSZY

Wszystko było super do pierwszego tańca. „Weź tę rękę! Nie tu. Depczesz po mnie. Wszyscy patrzą!” - syczy do męża panna młoda, cały czas udając uśmiech. „Pier…, mam to gdzieś” - rzuca w pewnym momencie rozjuszony małżonek. I wychodzi. A ona za nim. Wszystkie oczy kierują się na balkon, gdzie on i ona wymachują energicznie rękoma. Krzyczą.

- Taaa, zaraz wrócą. Ach te dzisiejsze scenariusze ślubne. Nic mnie już nie zaskoczy - mówi jedna ciocia do drugiej. Młodzi jednak długo nie wracają, a kiedy wreszcie tak się dzieje, przy pierwszym „gorzko” rzucają sobie tylko poro­zumiewawcze spojrzenia i cmokają do siebie na odległość. Rozwód wisi w powietrzu. Następnego dnia, gdy schodzą emocje, są już znowu sobą i ze sobą - szczęśliwi.

Takie sytuacje prowokuje pierwszy typ panny młodej: „zestresowana panikara”. Melisa, tabletki na uspokojenie, masaż czy nawet zapewnienia męża nie są w stanie zagwarantować, że nerwy nie wezmą góry w tym dniu. Pierwszy taniec to w końcu ważny punkt programu. Wpadki bywa­ją różne. W szkołach tańca pary rzadko ćwiczą taniec w strojach ślubnych, a potem okazuje się, że suknia panny młodej zajmuje więcej miejsca niż myśleli, dystans automatycznie się zwiększa i trzeba sobie radzić. A co, jeśli do tego utwór ma inne tempo, buty nie są wygodne, a zgraja gapiów paraliżuje…

- Stres zżera wszystkie panny młode, tylko w różnym stopniu. Sukienka, choć skrojona na miarę, w dniu ślubu zawsze jest za duża. Młodzi przez swoje wesele rzadko przecho­dzą świadomie. Gdy żegnam ich o godzinie pierwszej w nocy, zwykle słyszę: „ To już? Rany, jestem taka głodna. Prawie nic nie pamiętam”. I tutaj przydają się zdjęcia - opowiada Piotr Ulanowski.

ZGODNIE Z LISTĄ

Drugi typ to „kierowniczka projektu”. „Check lista” być musi. I to szczegółowa. W głowie przyszłej panny młodej jest cały scenariusz tego wydarzenia. Nie tylko ślubu, ale i wese­la. Kwiaty, serwetki, menu, muzyka… Ona już wie dokładnie, w którym momencie zapalić ma się lampka nad orkiestrą i w którą stronę spojrzą wtedy goście z zachwytem. A niech spróbują inaczej… Ten kadr już dawno znalazł się w jej ślubnym albumie. I lepiej, aby fotograf miał refleks.

Godzina 23:02. Kilkupiętrowy tort wjeżdża na salę weselną. Ona już rozjuszona. Szep­cze do męża przez zaciśnięte wargi: „Miał być o 23:00 cholera, ktoś za to beknie! Tyle przygo­towań i wszystko na nic”.

- Zwykle jest nie tylko perfekcyjnie zorgani­zowana, ale też bardzo pedantyczna. Podczas jednego takiego ślubu kościelnego księdzu stanęła stuła. Młoda nie wytrzymała i podeszła, by ją poprawić, bo już jej to nie grało. Innym razem okazało się, że kościół jest w remoncie i w kadrze są rusztowania. Nie wszystko da się przewidzieć… - zapewnia fotoreporter.

SPOKOJNIE, POŻYCZYMY

Trzeci typ to „wyluzowana imprezowiczka”. Ta ma najlepszy wpływ na gości. Zaraża ich swobodą, dzięki czemu wszyscy bawią się kapitalnie do białego rana. Świadek zapomniał obrączek? Spokojnie, pożyczymy od kogoś. To tylko formalność. Konfetti poleciało w inną stronę niż miało? Nie szkodzi. Bawmy się dalej. Młodego stresuje pierwszy taniec? Puśćmy „Wyginam śmiało ciało trochę dymu. A po 15 sekundach niech wodzirej zaprosi na parkiet gości słowami: kto nie lubi pary młodej, zostaje przy stole”.

Ta panna młoda eliminuje stres, zanim tak naprawdę go poczuje. Jej mąż, cóż, jest praw­dziwym szczęściarzem. Nie oberwie za to, że kamerzysta się spóźnia. Że zrazy są źle zawi­nięte, a babcia Krysia nie lubi tej rudej kelner­ki. Nie będzie wysłuchiwał, że nie zatańczył jeszcze z ciocią Helenką, a przy oczepinach ma zrobić tak, żeby muszkę złapał narzeczo­ny Agatki, która przecież wiadomo, że złapie bukiet… Nie czeka go żadna bura.

KTO PUŚCIŁ BĄKA?

- Pamiętam sytuację, gdy podczas zabawy para młoda, siedząc tyłem do siebie, miała odpo­wiadać na pytania dotyczące związku, podno­sząc but młodej lub młodego. Padło pytanie: „Kto pierwszy puścił bąka?”, a oni bez krępacji, na luzie podnieśli białą szpilkę. Pamiętam też dzień, gdy podczas przygotowań w domu pary młodej, atmosfera tak się zagęściła, że zaczą­łem się zastanawiać, gdzie spędzę to popo­łudnie, bo na pewno nie na ich ślubie. Młodzi pozamykali się poobrażani w osobnych poko­jach… - mówi fotograf.

Zdarzają się też wesela, na które z 70 zapro­szonych osób przyjeżdża 10 lub takie, które kończą się przed 21, bo np. ojciec pana młode­go publicznie opowiada, że choć nie był przy swoim synu przez lata, to chyba zdążył się dziś zrekompensować, bo za wszystko zapłacił, nawet za sukienkę panny młodej…

Są też śluby typowo zainscenizowane przez rodziców. Takie, na których para młoda jest tylko tłem, a cały splendor spływa na organi­zatorów. Wyraźnie widać, że młodzi woleliby już być w podróży poślubnej i wcale nie mają ochoty na huczne świętowanie zaślubin, ale decyzje szły z góry.

Gafy popełniają też księża, którzy odprawiają mszę za świętej pamięci parę młodą lub wodzi­reje, którzy wznoszą toast, wymieniając obok imienia młodej, imię jej byłego narzeczone­go… Bywa, że na parkiecie nikt się nie bawi, bo goście są zwyczajnie nadąsani lub przeważają wśród nich przedstawiciele młodego pokole­nia, którzy już nie potrafią rozgrzać parkietu do czerwoności, jak ich rodzice czy dziadko­wie. U tych z tzw. wyższych sfer z kolei ostat­nio zapanowała też moda na tzw. drugs room, z którego zamiast podrygujących weselników wychodzą zombie z szeroko otwartymi oczami.

NIE MOGĘ UWIERZYĆ

- Czasem bywa też niesamowicie wzrusza­jąco, gdy para naprawdę cieszy się sobą i nie zauważa całej tej stresogennej otoczki. Miałem okazję usłyszeć od panny młodej: „Sama nie mogę uwierzyć we własne szczęście”. Brzmi jak tekst z taniego romansidła, ale to zupełnie nim nie trąciło. Gdy po przysiędze małżeńskiej ksiądz powiedział: „Teraz może pan pocałować pannę młodą”, oni się nie pocałowali, a bardzo serdecznie przytulili. Daję głowę, że goście mieli łzy w oczach. Ja miałem - wspomina Ulanowski.

Po ślubie nadchodzi czas sesji małżeńskiej. Uwiecznienia zmiany życiowego statusu na mąż i żona. Finezji sesyjnej odmówić nie można dzisiejszym fotografom, ale i pary mają swoje zachcianki. Chcą skakać po dachach, taplać się w błocie, nurkować w głębinach, czy turlać się po śniegu.

- Moją rolą jest zarejestrowanie tych chwil z klasą. Tak, aby kolejne pokolenia z podziwem patrzyły na kadry ze ślubu swych przodków. Czasem trzeba zmarznąć, czasem się pomoczyć, ale zawsze są to wyjątkowe chwile, uwiecznione zgodnie z preferencjami młodych. Sesja plene­rowa odbywa się po ślubie, by nie ryzykować wcześniej eksperymentów z suknią ślubną. Zwykle spotykamy się kilka dni po weselu, ale zdarza się, że nawet po pół roku czy dwóch latach - opowiada Piotr Ulanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!