Musisz mnie nauczyć wymawiać swoje imię.
OK. Powiem powoli: Li Huayu.
Li Huaju… Li Hłaju…
Prawie dobrze!
Jakiemuś Polakowi udało się to od razu?
Jeszcze nigdy (śmiech). Część osób mówi do mnie Li. To moje nazwisko. Większość stara się jednak wymawiać zarówno imię, jak i nazwisko.
Od jak dawna mieszkasz w Polsce?
Prawie od czterech lat. Profesor Maria Murawska, rektor Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, pojechała do Chin, aby poszukać muzyków, którzy mogliby uczyć się na AM. Przez pięć lat śpiewałam w chórze. Zgłosiłam się na przesłuchanie, zaśpiewałam i udało się.
Domyślam się, że decyzja o wyjeździe do tak odległego kraju była niezwykle trudna.
I tak, i nie. Ciężko było mi pogodzić się z tym, że nie będę mogła codziennie widywać się z rodzicami, ale odkąd pamiętam, chciałam uczyć się w Europie. Zakochałam się w waszej muzyce klasycznej, operowej. Nie miałam sprecyzowanych planów, co do kraju, więc to przesłuchanie pomogło mi podjąć decyzję. Nie ukrywam, że tęsknię za krajem, chociaż w Bydgoszczy czuję się bardzo dobrze. Znajduję tu wszystko, czego potrzebuję, wszędzie mam blisko.
Pod względem kulturowym, i nie tylko, Chiny i Polska to dwa światy. Trudno było się przystosować?
Jak przyjechałam tu pierwszy raz, to najmocniej odczułam różnicę językową. Całe szczęście trafiłam na bardzo pomocnych ludzi. Dali mi duże wsparcie i wciąż mogę na nich liczyć. Polacy są miłym narodem. Różnic między nami jest jednak dużo i wiem, że zawsze będę tu w jakimś stopniu kimś stojącym trochę obok, odstającym od reszty. Mimo że poznałam europejskie życie, to wciąż jestem Chinką. My mamy inną kulturę, mentalność, religię. Na przykład, podoba mi się to, że tak dużą wagę przykładacie do obchodzenia świąt. Ja niestety ich do końca nie rozumiem, jest mi to po prostu obce, nie moje. Na początku nie mogłam się też przyzwyczaić do waszych pór posiłków. W Chinach jemy śniadanie o 8, a obiad jest o 12. Jak mam zajęcia od 11 do 14, to mój żołądek woła o obiad, a na ten trzeba czekać do 15!
A co z polską kuchnią? Przypadła Ci do gustu?
I to jak. Uwielbiam wasze dania! Sama nauczyłam się robić żurek. Moim faworytem jest bigos. Bardzo smakują mi też gołąbki, sernik i zupy - pomidorowa, ogórkowa… Pycha! Kuchnia to kolejna różnica między naszymi państwami. Chińskie dania serwowane w Polsce mają mało wspólnego z tymi, które można zjeść w Chinach. Większość turystów, którzy nas odwiedzają, ma problemy z żołądkiem. Przede wszystkim gotujemy bardzo dużo. Wiele rzeczy smażymy, mamy inne przyprawy. Wy na obiad zjadacie np. kotlet z ziemniakami. My natomiast na jeden posiłek przygotowujemy kilka rodzajów mięsa, kilka rodzajów warzyw. Jemy wszystkiego po trochu. Dla Europejczyka taki miks może być ryzykowny.
Ryzyko było także wpisane w spektakl muzyczny, w którym zagrałaś jedną z głównych ról. W sztuce „Chopin. Niebezpieczne związki” spróbowaliście ugryźć twórczość słynnego kompozytora z zupełnie innej strony.
Zaczęło się od tego, że mój nauczyciel, Witold Szulc, przyszedł i oznajmił, że ma świetny pomysł. „Będziemy śpiewać Chopina” - powiedział. Pomyślałam „Chopin? Co w tym odkrywczego?”. Ale wtedy dodał, że aranżacje będą klasyczne i jazzowe, a ja już wiedziałam, w czym tkwi genialność tego pomysłu. Poza tym, że jestem klasyczną śpiewaczką, fascynuję się jazzem. Ten gatunek wprowadza świeżość, daje duże możliwości, zawsze mnie inspiruje. Obawiałam się jednak, że muzyka Chopina w klasycznym wydaniu jest na tyle piękna, że nic lepszego nie da się z niej wyciągnąć. Byłam niedowiarkiem, ale…
Ale…
Trafiliśmy na świetnego twórcę jazzowych aranżacji - Adama Lemańczyka. On sprawił, że utwory Chopina zyskały nowy przekaz. Myślę, że osoby, które nie mają pojęcia o muzyce, nie przepadają za muzyką klasyczną, dzięki takiemu przedstawieniu mogą zakochać się w tej melodii. Każdy z muzyków pracujących nad spektaklem wnosił coś od siebie. Początkowy pomysł rozrastał się o kolejne. Ta muzyka nas pochłonęła, staliśmy się jej częścią. Nieraz gram w operze, gdzie np. wcielam się w rolę czterdziestoletniej pani, wymachującej wachlarzem, siedzącej prawie bez ruchu. Potrafię to odegrać, ale wiem, że to nie do końca ja. W tym przedsięwzięciu śpiewamy utwory Chopina, ale wkładamy w nie bardzo dużo siebie.
Jak czujesz się na scenie?
Gdy wiem, że będę występowała przed publicznością, to ciągnie mnie na scenę. Nic nie działa na mnie bardziej motywująco. Kocham to uczucie i szybko zapominam o stresie. Zdecydowanie inaczej występuje mi się na konkursie czy egzaminie. Wtedy mam wrażenie, że jury tylko czeka na moje potknięcie. Nie pozwalam jednak, żeby strach zwyciężył. Wyobrażam sobie, że jestem zupełnie sama. To pomaga.
W spektaklu „Chopin. Niebezpieczne związki” uwodzisz na scenie. Mam wrażenie, że nie sprawiło Ci to najmniejszego problemu.
To prawda. Uczymy się wcielać w takie role. Flirtować, cieszyć się, cierpieć… To część pracy każdej osoby występującej na scenie. Wciąż się uczymy, więc reżyser stawiał nam zadania. Mówił, żeby sobie wyobrazić, że nie stoi przed nami kolega z roku, a coś, na co mamy ochotę, np. deser.
Czego słuchasz w domu?
Po zajęciach słucham muzyki klasycznej, ale to moje zadanie domowe. Później sięgam po naprawdę zróżnicowane gatunki. Oczywiście nie może zabraknąć mojego ukochanego jazzu i utworów z musicali. Słucham też reggae, country i muzyki folkowej z różnych miejsc. Usłyszałam kiedyś, jak grają polscy górale i byłam zachwycona. Staram się śledzić najnowsze kompozycje. Jestem fanką muzyki z produkcji Disneya. Teksty tych piosenek bywają zabawne, ale melodie są naprawdę interesujące. Każdemu polecam się w nie wsłuchać.
A Lady Gaga czy Justin Biber?
Taką muzykę słyszę, jak chodzę po sklepie, albo gdy bawię się w klubie i nie mam z tym problemu. Nie skupiam się jednak na niej, ona po prostu jest gdzieś w tle i tyle.
Muzyka to…
Dla mnie coś magicznego. Coś, co pozwala mi nawiązać niezwykły kontakt z moją duszą. Dźwięki wpływają na każdą komórkę ciała. Jak słyszę muzykę, to jestem szczęśliwsza. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez tego. To byłaby dla największa tragedia.
Gdy jesteś smutna słuchasz…
Czegoś głośnego, jak rock. Innym razem wybieram coś symfonicznego, co mnie uspokaja.
A gdy jesteś szczęśliwa?
Wtedy wybieram jazz albo coś szybkiego, pobudzającego do tańca, jak country. W życiu trzeba szukać pozytywów. To sprawia, że czujemy się lepiej, młodziej.
Ale Ty masz zaledwie 22 lata!
Być może właśnie dlatego tak mówię i czuję się tak, jak 22-latka powinna się czuć. Za 10 lat moje podejście do życia może być inne i wtedy inaczej odpowiem na to pytanie. Może wtedy będę smutniejsza, bardziej zestresowana, choć mam nadzieję, że tak nie będzie (śmiech).
Pochodzisz z Kunming, stolicy prowincji Junnan. To piękne miasto.
U nas przez cały rok trwa wiosna, jest ciepło, prawie nigdy nie pada śnieg. Góry i doliny tworzą malowniczy krajobraz. Raz do roku tam wracam. To zdecydowanie za rzadko.
W Chinach podejście do kobiet jest inne niż w Polsce?
W dzisiejszych czasach trudno mi wskazać takie różnice. Na pewno w Chinach kobiety i mężczyźni są w pewien sposób separowani. Na przykład mamy oddzielne domy studenckie - żeńskie i męskie. Małżeństwo jest przepustką do tego, żeby na studiach móc zamieszkać razem. Dziś jednak młodzi ludzie na całym świecie mają podobne podejście i te sztywne zasady nie są aż tak sztywne. Zdziwiłam się natomiast, gdy zamieszkałam w domu studenta w Bydgoszczy i okazało się, że łazienki są wspólne dla obu płci. Pomyślałam, że będę wychodziła spod prysznica i natknę się na jakiegoś chłopaka. Całe szczęście okazało się, że tak to nie wygląda i do wszystkiego można przywyknąć.
Twoi profesorowie chwalą Cię za pracowitość...
O, to miłe. Przykładam się do tego, co robię. Wychodzę z złożenia, że nikt nie jest na tyle utalentowany czy inteligentny, żeby być w czymś najlepszym bez wkładania w to wysiłku. To moja filozofia - 99 procent ciężkiej pracy i 1 procent tego czegoś. Moim zdaniem tylko to prowadzi do perfekcji.
Fakt, że nie jesteś Polką sprawia, że masz trudniej?
Chwilami to mnie przytłacza. Dorastałam w innej kulturze, mój język to chiński. Osoby stąd po zajęciach, wracają do swoich domów, mają blisko do swojej rodziny. Nie stresuje ich to, że mogą czegoś nie zrozumieć. Używają podobnych skrótów myślowych, generalnie ich mentalność jest podobna. Pod tym względem zawsze będę outsiderem, nigdy nie wtopię się w polskie otoczenie w stu procentach. Nie mogę na wykładzie ukradkiem napisać SMS-a. Muszę być w pełni skupiona. W życiu każdy o coś walczy. Na uczelni chcemy osiągać jak najlepsze wyniki. Trudniej zdobywam informacje, chociaż otrzymuję ich więcej niż polscy studenci. Czasem mam ochotę dać sobie trochę więcej luzu, pozwolić na bycie gorszą, bo przecież jestem Chinką na polskiej uczelni. Jednak gdy do tego dochodzi, czuję, że traci na tym moja ambicja. Wtedy mówię sobie - „wyobraź sobie, że jesteś Polką i wykonaj swoje zadania na najwyższym poziomie”. Tak pozbywam się wymówek.
O czym marzysz?
Chciałabym być naprawdę dobrą śpiewaczką. Nie chcę stać w miejscu, a wciąż się rozwijać. W sferze osobistej marzy mi się, aby zawsze mieć obok siebie grupę prawdziwych przyjaciół i swoją muzykę.
Zamierzasz wrócić do Chin?
Tak, ale jeszcze nie wiem, kiedy. Chcę się nadal kształcić. Może spróbować swoich sił w innej części Europy, ale Chiny to mój prawdziwy dom, moje korzenie, a ludzie po każdej podróży wracają do domu.
*Huayu Li
Ma 22 lata. Pochodzi z Chin. Od czterech lat mieszka w Bydgoszczy, gdzie studiuje na Wydziale Wokalno-Aktorskim Akademii Muzycznej. Zagrała jedną z głównych ról w spektaklu muzycznym „Chopin. Niebezpieczne związki”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Andrzej Piaseczny przeszedł operację? Wygląda na to, że chciał ukryć opatrunki...
- Kim jest córka Kowalewskiego? Gabriela idzie w ślady rodziców. Będzie wielką gwiazdą?
- Nowe wieści o tajemniczym ojcu dziecka Tomaszewskiej. Wygadała się bliska osoba
- Wszyscy patrzyli na wyeksponowane krągłości Romanowskiej. Projektant gwiazd ocenia