Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziecko na wojennej ścieżce - gdy rodzice się rozstają

Jan Oleksy
[Rozmowa z mediatorką rodzinną, Barbarą Nasarzewską] Czasami mówię rodzicom: „Trzeba wziąć piłę i przeciąć dziecko, tylko nie w poprzek, a wzdłuż. To jedyny sposób, by każdy z was dostało po równo”. Te słowa często działają jak kubeł zimnej wody.

Porozmawiamy o rozwodach…
… i o zachowaniu rodziców - o tym, jak się rozstają, jakie stosują strategie i jaki to ma wpływ na ich dziecko.

Czyli skupimy się na małżeństwach, u których rozstanie wyzwoliło cały wachlarz określonych zachowań, emocji.
Tak oraz konsekwencji tych zachowań, które wpływają na życie emocjonalne dzieci. Wiadomo, że bywają bardzo trudne rozstania, kiedy strony używają chwytów poniżej pasa, chcąc zniszczyć i poniżyć drugiego rodzica, aby osiągnąć swój cel. Skutki takiego działania są opłakane. Ofiarą tej wojny jest dziecko. Traumatyczne zdarzenia zapisują się w jego psychice, a potem odpalają w różnych sytuacjach w ciągu życia.

Ale słyszy się przecież też o kulturalnych rozwodach?
Nawet jeżeli ktoś mówi: „myśmy się dogadali”, to i tak jest to zawsze sytuacja kryzysowa. A kryzys to nic innego, jak zmaganie i walka pod presją czasu. Niesie z sobą wiele pytań: jak to będzie, czy się uda, czy będzie po mojej myśli? Takie ma się wątpliwości przy rozstaniach w zgodzie… Ale przecież generalnie ludzie się rozwodzą wtedy, kiedy nie mogą się dogadać. I wówczas zaczyna się ten cały taniec. W skali stresu rozwód jest na drugim miejscu, zaraz po śmierci współmałżonka. Nie jest to motywujący stres, tylko taki, który dołuje i obezwładnia. Pół biedy, jeśli dotyczy to tylko dwojga ludzi.

Wtedy jest w miarę spokojnie?
Ze swojej praktyki znam bardzo niewiele przypadków takich eleganckich rozwodów. Najczęściej rozstają się tak ludzie, którzy nie mają dzieci i obydwoje dochodzą do wniosku, że nie pasują do siebie, a ich bycie razem to pomyłka. Myślą: „Może to nie była miłość, więc lepiej rozstać się w momencie, gdy jeszcze nie skaczemy sobie do gardeł?”. Rozstają się na pierwszej rozprawie, często pozostając w przyjaznych stosunkach z szacunku do przeszłości i wspólnych wspomnień.

Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy są dzieci…
Często słyszę w gabinecie: „Dziecko jest wspólne, więc także moje, a jak jest moje, to zrobię wszystko, żeby było właśnie ze mną”. W kryzysie ogromną rolę grają emocje, niekiedy sięgające zenitu. Pojawia się złość, smutek, poczucie porażki, odrzucenie, rozgoryczenie, lęk - czyli ekstremum…

… które nie pozwalają na obiektywną ocenę?
Wtedy rozum śpi, a emocje szaleją. Nie myślisz rozsądnie, myślisz pod wpływem uczuć. To jest taki moment, jakby człowiek był na haju. Ogląd rzeczywistości nie jest obiektywny.

Inaczej czuje to kobieta, a inaczej mężczyzna?
Kobiety w trakcie rozwodu patrzą na to, co się dzieje, analizują zachowania, czują się zranione, czują lęk przed przyszłością. Mężczyźni koncentrują się na celu, jaki chcą osiągnąć, na swoich prawach i na tym, jak będzie wyglądała ich rola ojca, kwestia alimentów. To takie zachowania atawistyczne, w których facet patrzy na cel, by złowić zwierzynę i przynieść ją do pieczary, a kobieta szerzej - by przygotować jedzenie, posłanie, zająć się dziećmi itd. Kobiety patrzą liniowo, a mężczyźni w punkt. Następuje rozbieżność interesów i w tej sytuacji kryzysowej każdy stara się wyszarpać trochę dla siebie. Z moich doświadczeń wynika, że w tym wojennym tańcu każdy się kontroluje i jest czujny, aby ugrać swoje. Zrozumienie intencji i zachowań drugiej strony jest prawie niemożliwe.

A w tym wszystkim są dzieci… i zaczyna się najważniejszy rozdział tej historii…
Dzieci są kimś, a czasami czymś, o co się walczy. Mówię „czymś”, bo nierzadko są traktowane na równi z dywanem albo kotem. I to jest najbardziej bolesne, bo dziecko to wszystko wie! Widzi ten taniec rodziców, niedomówienia, miny, chłód emocjonalny. Dostrzega wszystkie nastroje, ale nie rozumie, co jest powodem, bo i nie może rozumieć.

Jest całkowicie zdane na rodziców.
A rozwodzący się rodzice wykorzystują je na różne sposoby. Psycholog Virginia Satir twierdzi, że najczęściej postrzegają wtedy dziecko, jak potencjalnego sprzymierzeńca w walce przeciwko drugiemu partnerowi, sugerują: „Zobacz, jaki ja jestem dobry”. Traktują je też w roli posłańca komunikatów: „Idź, powiedz mamie”… i wreszcie jako oręż w walce: „Ten, kto ma dziecko - ma przewagę”.

„Mam coś, czego ty nie masz” i wtedy zaczyna się prawdziwa batalia?
Zaczyna się przeciąganie dziecka na swoją stronę, bo nie da się go podzielić. To tylko Salomon rozstrzygnąłby ten problem. Ja czasami mówię wojującym rodzicom: „Trzeba wziąć piłę i przeciąć dziecko, tylko nie w poprzek, a wzdłuż. To jedyny sposób, by każdy z was dostało po równo”. Takie słowa często działają jak kubeł zimnej wody.

W tej walce pojawiają się strategie wojenne?
Zaobserwowałam, że część rodziców stosuje strategię „lepszy - gorszy”. Częstokroć robią to z premedytacją, bo chcą zranić tę drugą osobę, odegrać się. Dziecko przy tym traci grunt pod nogami, jest bombardowane sprzecznymi informacjami, wciągane w grę. Ma się opowiedzieć za którymś z rodziców - takie są oczekiwania dorosłych. Dziecko jest w konflikcie lojalności, chce zadowolić oboje, przynajmniej na początku. Na dłuższą metę nie jest możliwe, aby poradziło sobie z trudnymi emocjami, więc opowiada się za jednym z rodziców.

Ale chyba nie wszyscy tak postępują?
Są rodzice, którzy z zasady chcą dobrze, ale nie mają wiedzy dotyczącej potrzeb dziecka ani umiejętności relacyjnych - w związku z tym stosują przemilczenia, kłamią, zaprzeczają oczywistym faktom, bądź bagatelizują to, co się dzieje. A dziecko przecież widzi zachowania mamy i taty, doświadcza ich emocji, słyszy różne słowa, często raniące. Jest świadkiem i uczestnikiem zdarzeń. Jednak nikt z dorosłych nie informuje go, co się dzieje, w sposób adekwatny do jego wieku. Ta sytuacja powoduje lęk i burzy poczucie bezpieczeństwa. To strategia zaniechania.

Jedni są w stanie odpuścić, inni będą walczyć do upadłego.
Znam rodziców zapiekłych w walce, takich, dla których liczy się tylko zwycięstwo. A ofiary? No cóż… Nazwałabym to strategią spalonej ziemi. Dziecko jest przedmiotem, a nie podmiotem i aby przetrwać izoluje się wewnętrznie, zasklepia. Nie wie kim jest, czuje napięcie i strach, odcina się od emocji.

Spójrzmy szerzej na sytuację rozwodową oczyma dzieci.
Maluchy w wieku przedszkolnym cały czas mają nadzieję, że rodzice się zejdą, ale także obwiniają siebie i swoje niewłaściwe zachowania za rozpad związku. Często czują się opuszczone, co przejawiać się może agresją wobec matki, ojca, czy ich nowych partnerów. Rozwód może powodować zmniejszenie poczucia bezpieczeństwa, niepewność i lęk o przyszłość. Efektem są trudności z zasypianiem, nocne koszmary, czy strach przed ciemnością.

Starsze widzą to trochę inaczej?
Tak, ale również mają nadzieję, że rodzice jednak będą razem. Bardzo tęsknią za tym, który się wyprowadził, ale mogą także okazywać złość temu, którego obarczają winą za rozpad rodziny. Przeżywają smutek, dlatego często płaczą lub zamykają się w sobie. Na domiar złego czują przymus wyboru między mamą czy tatą.

Czy to się zmienia z wiekiem? Jak reagują dzieci w wieku szkolnym?
Dzieci w wieku np. 10 lat odczuwają rozpacz, przeżywają stratę i są bezradne w zaistniałej sytuacji. Mogą występować u nich dolegliwości, takie jak bóle brzucha czy głowy, pocenie się rąk. Zdarza się także, że tracą wiarę we własne siły i pewność siebie, a to powoduje kłopoty z nauką. Dzieci w tym wieku mogą winić jednego z rodziców za rozwód. Często wyrażają swoje uczucia w formie agresji wobec bliskich i obcych ludzi.

A w wieku dorastania buntują się?
Nastolatki czasem czują, że powinny wspierać opuszczonego rodzica i młodsze rodzeństwo, co powoduje ich nadmierne obciążenie emocjonalne. Młodzi ludzie najczęściej nie mogą poradzić sobie z faktem istnienia nowych związków rodziców, są zazdrośni. Przy tym mogą też stracić zaufanie do ludzi i obawiać się o swoje przyszłe związki z płcią przeciwną. Wiek dorastania jest trudny, a dodatkowo rozpad rodziny czasem potęguje kłopoty z koncentracją i powoduje inne problemy wychowawcze.

W jaki sposób dziecko przystosowuje się do takiej nowej sytuacji?
Według psychologa Eraery występuje aż pięć faz przystosowania się dziecka do tej nowej sytuacji życiowej. W pierwszej zaprzecza zaistniałej tragedii; w drugiej następuje złość i gniew; w trzeciej dominuje lęk, ale jest to już czas godzenia się z trwającymi okolicznościami; w czwartej fazie przeważa smutek, a nawet depresja; zaś dopiero w piątej następuje okres pogodzenia się.

Jak to wygląda w czasie?
Cały proces adaptacji do nowych warunków życia może trwać nawet dziesięć lat!

Zatem, jak powinni zachowywać się rodzice, aby w miarę szczęśliwie przeprowadzić dziecko przez ten kryzys?
Dziecko powinno otrzymać od obojga rodziców, podkreślam obojga, przekaz dostosowany do jego możliwości percepcyjnych, wieku, dojrzałości. Ta informacja to podstawa: w tej rozmowie trzeba przekazać, że oboje rodzice je kochają i nic tego nie zmieni - jest dla nich najważniejsze. Należy powiedzieć też to, że wszyscy nie będą już mieszkać razem. Dalej powinno się wytłumaczyć, dlaczego tak będzie, oczywiście bez szczegółów, takich jak to, że ktoś się zakochał, czy że jest nieodpowiedzialny. Kolejnym elementem jest poinformowanie dziecka, jak teraz będzie wyglądało jego życie - miejsce zamieszkania, szkoła, spotkania, zajęcia, koledzy, relacje z rodziną. To jest podstawowe zadanie rodziców.

Dziecko ma prawo to wszystko wiedzieć?
Tylko w ten sposób chronimy je przed rozpadem jego świata. Jeśli rodzice mają rozbieżne oczekiwania w sprawach przyszłości dzieci, niech zaufają specjalistom, ustalą z nimi Rodzicielski Plan Wychowawczy, który powinien zawierać wszystkie, nawet te z pozoru mało istotne rzeczy. To normuje i ułatwia relacje.

Jak dziecko może przyjąć takie wiadomości?
To zależy, jak rodzice przekażą te treści, jakie relacje i więzi były wcześniej w rodzinie, jakie są umiejętności komunikacyjne i wrażliwość dorosłych. Znam przypadki, kiedy dziecko bez większych problemów akceptowało taki stan rzeczy. Może być też tak, i to jest normalne, że początkowo będzie opór, niewygodne pytania, ale konsekwentne zachowania dorosłych, opieka i bliskość pozwolą dziecku poczuć się bezpiecznie.

Barbara Nasarzewska

pedagog, terapeuta uzależnień, mediator rodzinny, biegły sądowy, od wielu lat zajmuje się terapią indywidualną, rodzinną, osobami uzależnionymi, działalnością szkoleniową i treningową. Mieszka i pracuje w Toruniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!