Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdziekolwiek bym pojechała, wszędzie jest wojna

Hanna Walenczykowska
Hanna Walenczykowska
Agnieszka Siejka - pracowniczka Wydziału Biologiii Ochrony Środowiska Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
Agnieszka Siejka - pracowniczka Wydziału Biologiii Ochrony Środowiska Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. archiwum agnieszki Siejki
Rozmowa z AGNIESZKĄ SIEJKĄ, pracowniczką UMK w Toruniu, podróżniczką, współtwórczynią Fundacji Open Exit, o podróżach, aktywności i Czeczenii.

Pierwszy był wyjazd na Spitsbergen - dlaczego akurat taki wybór?
Dlaczego Spitsbergen? Złamałam nogę i leżałam przez pół roku. Jestem osobą aktywną. Siedzenie w domu nie było dla mnie niczym przyjemnym. Koleżanka zaproponowała, że znajdzie mi zajęcie. Postanowiła, że wyjedziemy na biegun północny. Niestety, na biegun się nie nadawałyśmy, ale w kwietniu 2012 roku pojechałyśmy na Spitsbergen.
Efekty podróży to...
Po pierwsze, w marcu przyszłego roku wracam tam! Wracam, bo kiedy idzie się 12 godzin, jest się tylko z sobą! Można wiele ważnych kwestii przemyśleć.
Ale to nie wszystko...
Po powrocie zaczęłyśmy jeździć na pokazy. Pewnego dnia jakiś pan podszedł do mnie i oświadczył, że dzięki nam pierwszy raz pojechał w góry, a taki wyjazd był jego marzeniem. Nie zrealizował go, ponieważ jego żona lubiła tylko morze i wylegiwanie się na plaży. Widział mnie wcześniej i pomyślał sobie, że jeśli trzy dziewuchy zdobyły Spitsbergen, to dlaczego on nie może pojechać w Bieszczady?
Coś jeszcze?
Oczywiście! Zastanawiałyśmy się nad tym, dlaczego ludzie rezygnują z rzeczy, których pragną? Przychodziły do nas kobiety i żaliły się, że nie potrafią wyjść z domu i robić tego, o czym marzą. Postanowiłyśmy więc założyć fundację, która będzie działała na rzecz aktywizacji kobiet, osób starszych oraz dzieci.
Choć fundacja czeka na rejestrację, realizuje Pani już kilka projektów...
Tak. Jednym z nich są „Podróże małe i duże” dla dzieci. Maluchy bardzo interesują się podróżami i chętnie przychodzą na zajęcia. Ostatnio w warsztatach uczestniczyło 80 dzieci. Poza tym, dorosłym i dzieciom opowiadam o egzotycznej kuchni. W trakcie zajęć przygotowujemy różne dania - z maluchami robimy egzotyczne kanapki z rysunkami części świata.
Z polskimi i czeczeńskimi dziećmi realizuje Pani projekt „Odczarujmy świat”. Jednym z jego elementów była podróż do Czeczeni. Czuła się tam Pani bezpiecznie?
Najczęściej tak. Zresztą, zawsze jeżdżę tam, gdzie się coś dzieje. Kiedy wyjeżdżałam do Libanu, znajomi pukali się w głowę. Pomyślałam więc o tym, że powinnam zmienić plany i spędzić wakacje w Kołobrzegu. Ale tam znalazłabym niewybuchy z drugiej wojny światowej! Gdziekolwiek bym pojechała, wszędzie jest wojna. Zaskakujące jest to, że zawsze poznaję wspaniałych ludzi, którzy chcą żyć tak samo jak my - w pokoju i miłości. Oni nie chcą zabijać... W Dagestanie i w Czeczenii nie było wielkiego zagrożenia.
Dzieci w Polsce nakręciły filmiki z pytaniami dla czeczeńskich rówieśników, którzy w tej samej formie przekazali Pani odpowiedzi. O czym marzą dzieci w Czeczeni?
Chcą się bawić, słuchać muzyki, jeździć na rowerze. Marzą o zwierzaku domowym. Dziewczynka z toruńskiej szkoły zapytała Czeczenów o to, czy mają zwierzęta domowe. Czeczenka odpowiedziała, że tak - owce, krowy, kozy, pszczoły...
A czeczeński terroryzm?
Twierdzenie, że w Czeczeni żyją tylko radykalni islamiści nie jest prawdą. Oczywiście, są tacy ludzie. Ale, mieszkając w Toruniu, widzę jak wygląda fanatyzm katolicki. Trzeba wiedzieć, że skrajny islam został narzucony Czeczenii. Z moich rozmów, które odbyłam w Dagestanie i Groznym, wynika, że niektóre meczety wzniesione zostały przez Arabię Saudyjską i Turcję. W nich głoszone są treści, z którymi nie wszyscy Czeczeni się zgadzają.
Niebezpieczna sytuacja?
Chciałam zrobić zdjęcie posiadłości Ramzana Kadyrowa. Żołnierze mi nie pozwolili. Mimo to, z ukrycia, zrobiłam je. Chwilę później zauważyłam, że stoi za mną mężczyzna w mundurze. Przestraszyłam się, ale on powiedział, że chce tylko porozmawiać z turystką. Nigdy jeszcze kogoś takiego nie widział. Uparł się, żeby mi coś pokazać. Wprowadził mnie do ogromnego, 29-piętrowego budynku w Groznym City. Byliśmy w tym gmachu tylko we dwoje. Wjechaliśmy windą na górę, weszliśmy na taras widokowy. Mogłam obejrzeć całe miasto i... stanowisko snajpera, który ochraniał posiadłość Kadyrowa.
Zdarzyło się też, że została Pani aresztowana...
To było w Dagestanie. Zostałam aresztowana, bo wjechałam na teren działań przeciwko wahhabitom, czyli radykalnym islamistom. Wydawało mi się, że wyglądam jak rodowita Dagestanka, ale chyba wyglądałam jak struś pomiędzy pingwinami! Policja namierzyła mnie w ciągu 45 sekund, a 15 minut później byłam już w areszcie. Naczelnik był tak miły, że zaprosił mnie do swojego domu. Siedzieliśmy przy herbacie. Około godz. 5, może 6 rano tłumaczył mi, skąd islam pojawił się na Kaukazie. Potwierdził, że został narzucony, ponieważ po rozpadzie Związku Radzieckiego powstała ideologiczna i religijna pustka. A ludzie muszą w coś wierzyć. W Azerbejdżanie islam jest inny. Ludzie bawią się, są przekonani o tym, że: można kraść, ale nie za dużo; można pić, ale umiarkowanie; można bić żonę, ale nie za mocno. Nadużywanie jest szkodliwe, jest złe, jest grzechem. Jak robi coś umiarkowanie, jest w porządku, bo wszystko jest dla ludzi. Ludzie w Azerbejdżanie nie są radykalni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!