Wszyscy kłamią. Rozmowa z dr Joanną Ulatowską

Czytaj dalej
Fot. Jametlene Reskp / Unsplash
Lena Szuster

Wszyscy kłamią. Rozmowa z dr Joanną Ulatowską

Lena Szuster

Miło myśleć, że niełatwo nas zmylić, że przejrzymy każde oszustwo… Tymczasem badania jasno pokazują, że prawdopodobieństwo wykrycia kłamstwa jest zbliżone do wyrzucenia reszki. To około 50 procent. Pół na pół – mówi dr Joanna Ulatowska.

Z dr Joanną Ulatowską, badaczką kłamstw i zniekształceń pamięci, rozmawia Lena Szuster

Doktor House zwykł mawiać, że wszyscy kłamią. Rzeczywiście tak jest?
Są ludzie, którzy twierdzą, że nie oszukują innych – nie wiem jednak, czy możemy im wierzyć (śmiech). Oczywiście żartuję! Z pewnością istnieją osoby, które zawsze starają się być bardzo szczere albo po prostu mają mniej okazji do kłamania, niemniej większość z nas w ten czy inny sposób mija się z prawdą. Chociażby dlatego, że całkowita szczerość niesie za sobą pewne konsekwencje. Pojawił się już doktor House, pozwolę więc sobie przywołać inny popkulturowy przykład. W komedii „Kłamca, kłamca” główny bohater, adwokat grany przez Jima Carreya, wcześniej notoryczny łgarz, nagle musi mówić tylko prawdę. Ma z tego powodu wiele kłopotów. W codziennych interakcjach pewna doza nieszczerości jest wręcz wymagana społecznie – takie przekonanie wpaja się nam już we wczesnym dzieciństwie. Proszę tylko pomyśleć: co robią rodzice, gdy ich pociecha dostanie od cioci czy babci nietrafiony prezent?

Najczęściej mówią, żeby ładnie podziękować.
No właśnie! Nie pozwala się dziecku na jawne wyrażenie niezadowolenia. W ten sposób od małego jesteśmy uczeni, że prawda nie zawsze zdaje egzamin. W kontaktach z innymi szczerość może być nieprzyjemna lub postrzegana jako zachowanie niegrzeczne, niekulturalne.

Wszyscy kłamią. Rozmowa z dr Joanną Ulatowską
Toa Heftiba / Unsplash

Jest jednak różnica pomiędzy takim drobnym, społecznie wymaganym kłamstwem a ukrywaniem czegoś naprawdę poważnego, na przykład zdrady. A może tej różnicy nie ma i kłamstwo to po prostu kłamstwo? Nic go nie usprawiedliwia?
To zagadnienie od wieków frapuje filozofów. Arystoteles i św. Augustyn potępiali jakiekolwiek kłamstwo, ale już św. Tomasz z Akwinu czy Nietzsche dopuszczali mówienie nieprawdy w pewnych sytuacjach, w dobrej wierze. Na pewno bez pewnej dozy nieszczerości nasze życie byłoby trudne. Aldert Vrij, jeden z najbardziej cenionych badaczy tego tematu, nazywa niektóre rodzaje kłamstwa „społecznym smarem”, dzięki któremu nasze kontakty z innymi przebiegają gładko i kulturalnie. Ułatwiają życie w społeczności. Z takim kłamstwem będziemy mieć na przykład do czynienia, gdy koleżanka zapyta, czy jej nowa fryzura jest twarzowa, a my odpowiemy, że jak najbardziej, choć wcale tak nie myślimy. Innym rodzajem kłamstwa – związanym z poważniejszymi konsekwencjami – będzie zatajenie informacji przed sądem albo ukrywanie zdrady. W przypadku małych, codziennych nieszczerości ustalenie, czy można je usprawiedliwić, zależy od tego, jak poczułby się adresat kłamstwa, gdyby prawda wyszła na jaw.

Czyli ważna jest intencja.
Wręcz kluczowa. Powszechnie uważa się, że kłamstwo to każda nieprawdziwa informacja, ale sprawa wcale nie jest tak prosta.

Kłamstwo wymaga intencji. Musi być zamierzone. Celowe. To znaczy, że osoba, która przekazuje fałszywy komunikat, świadomie chce wprowadzić kogoś w błąd.

Jeżeli powiemy coś nieprawdziwego, na przykład ze względu na brak wiedzy, nie skłamiemy – po prostu się pomylimy. Drugi ważny wyznacznik to zachowanie intencji w tajemnicy. Kłamca nie będzie się przecież chwalił, że właśnie nas oszukuje. Za kłamstwo nie uznamy więc sztuki teatralnej, bo z góry wiemy, że aktorzy na scenie nie są postaciami, które odgrywają. Nie mówią prawdy – ale też nas nie okłamują.

A w drugą stronę – możemy skłamać, nic nie mówiąc? Na przykład kiedy świadomie coś przemilczymy?
Jak najbardziej! Przemilczenie spełnia kryteria kłamstwa – jest celowe, a intencja kłamcy pozostaje ukryta. Oszukiwać można na różne sposoby. Mamy na przykład kłamstwa otwarte, w których przekazywana informacja jest całkowicie sprzeczna z prawdą. Mąż, który mówi żonie, że musi zostać dłużej w pracy, podczas gdy w rzeczywistości spędza czas z kochanką, posługuje się otwartym kłamstwem. Mamy też wyolbrzymienia, czyli takie wypowiedzi, w których fakty zostają podrasowane, przekraczają prawdę. Tu przykładem może być przesadne opisywanie swojego doświadczenia i umiejętności podczas rozmowy o pracę. W końcu są kłamstwa subtelne, polegające na zatajaniu lub omijaniu istotnych szczegółów. Bill Clinton, były prezydent USA, po tym jak ujawniono jego romans ze stażystką Monicą Lewinsky, twierdził początkowo, że nie miał z nią kontaktów seksualnych. Wygodnie przyjął przy tym bardzo wąską definicję takiego kontaktu, obejmującą wyłącznie pełen stosunek.

Z tych przykładów wynika, że kłamiemy głównie dla własnej korzyści. Ewentualnie dla innych – gdy nie chcemy ich urazić.
Powodów kłamania jest tyle, ilu kłamców (śmiech). Ale rzeczywiście możemy podzielić nieszczere wypowiedzi właśnie pod kątem tego, komu mają służyć. Bella DePaulo, znakomita amerykańska badaczka codziennych kłamstw, podzieliła je na dwa typy: zorientowane na nas samych oraz na innych. Te pierwsze mają przynieść korzyść kłamcy, pomóc mu uniknąć kary, poprawić jego wizerunek. Te drugie wypowiadamy po to, żeby chronić naszych bliskich. Badania DePaulo pokazują, że ponad połowa codziennych, niezbyt poważnych kłamstw jest zorientowana na kłamiącego. Co ważne, ich celem często nie jest uzyskanie czegoś konkretnego, a zaprezentowanie siebie jako osoby lepszej, mądrzejszej, ciekawszej. Na innych ukierunkowana jest mniej więcej jedna czwarta codziennych kłamstw.

Jak te proporcje wyglądają w przypadku kłamstw o większym kalibrze?
Tutaj zachodzi ciekawa zmiana – im kłamstwo jest poważniejsze, im większe niesie za sobą konsekwencje, tym mniej oszukujemy dla dobra naszych bliskich. Przy dużych kłamstwach aż 90 procent jest zorientowanych na kłamiącego i w większości ma mu przynieść wymierną korzyść materialną. Widać więc wyraźnie, że tylko do pewnego momentu jesteśmy skłonni pomagać innym przez kłamstwo.

Czyli kłamiemy wszyscy i w dużej mierze z egoistycznych pobudek. Pozostaje więc zapytać – jak często?
Wciąż niestety nie mamy metody, która mogłaby obiektywnie i dokładnie odpowiedzieć na to pytanie. Nasze szacunki opierają się na deklaracjach uczestników badań dzienniczkowych, których prosimy o skrupulatne zapisywanie wszystkich kontaktów z innymi oraz przypadków nieszczerości. Nie możemy jednak w żaden sposób zweryfikować tego, czy mówią prawdę o kłamaniu!

Amerykańskie badania tego typu pokazały, że kłamiemy całkiem często – średnio jeden, dwa razy dzienne w około 34 procent interakcji.

Tu warto zaznaczyć, że pod uwagę brano tylko takie kontakty, które trwały przynajmniej dziesięć minut, więc nie wliczały się w to na przykład przelotne acz mało szczere wymiany uprzejmości. Według badań przeprowadzonych w Polsce kłamiemy niecały raz dziennie. Nie oznacza to wcale, że jesteśmy bardziej szczerzy niż Amerykanie. W tym samym badaniu wykazano bowiem, że Polacy mieli po prostu znacznie mniej interakcji społecznych, a więc i mniej okazji do kłamania.

Wszyscy kłamią. Rozmowa z dr Joanną Ulatowską

Łatwo poznać, że ktoś mija się z prawdą?
Bardzo trudno! Nawet znajomość technik przesłuchań albo korzystanie ze specjalistycznych urządzeń nie gwarantuje sukcesu. Tymczasem chyba każdy z nas ma dość dobre zdanie na temat swoich umiejętności wykrywania kłamstw. Miło myśleć, że niełatwo nas zmylić, że przejrzymy każde oszustwo… Niestety, badania jasno pokazują, że prawdopodobieństwo wykrycia kłamstwa w oparciu o obserwację zachowania, sposobu mówienia, mimiki, analizę treści wypowiedzi jest zbliżone do wyrzucenia reszki. To około 50 procent. Pół na pół.

Tylko tyle? Przyznam, że jestem trochę zawiedziona! A co z bohaterami tych wszystkich filmów i seriali, którzy genialnie wykrywają kłamstwa? Tacy ludzie nie istnieją?
Były badania, w których próbowano znaleźć jednostki wybitne, ale… Rzadko spotykamy się ze skutecznością przekraczającą 60–70 procent. Niby to więcej niż 50 procent, ale wciąż za mało, żeby mówić o „ludzkich wykrywaczach kłamstw”. Do tego potrzebowalibyśmy 80–90 procent poprawnych wskazań w wielu pomiarach. O tym, jak trudno osiągnąć taką wykrywalność, świadczyć mogą badania Maureen O’Sullivan oraz Paula Ekmana. W grupie 12 tysięcy profesjonalistów – policjantów, agentów służb, psychiatrów, psychologów itp. – znaleźli jedynie 29 osób, które miały powtarzalnie wysokie wyniki. To bardzo mała grupa! A jeszcze wypada dodać, że badanie O’Sullivan i Ekmana spotkało się ze sporą krytyką ze strony innych naukowców. Czy istnieją więc ludzie, którzy przejrzą każde kłamstwo? Możliwe. Ale to niezwykle rzadka umiejętność.

Dlaczego wykrywanie kłamstw jest tak trudne?
Mogę wymienić co najmniej kilka powodów. Ewolucyjnie nie jesteśmy wyposażeni w narzędzia, które pozwoliłyby nam wyłapywać fizyczne oznaki kłamstwa. Często brakuje nam odpowiedniej wiedzy o tym, po czym rozpoznać nieszczerość. A nieraz po prostu wolimy nie znać prawdy. Zmierzenie się z nią może być trudniejsze niż życie w kłamstwie. Jeżeli dowiemy się, że mąż nas zdradza, będziemy musiały podjąć jakąś decyzję, na przykład pomyśleć o rozwodzie i związanych z nim komplikacjach. Do tego dochodzą normy społeczne oraz kulturowe – uważa się na przykład, że dobrze wychowani ludzie nie powinni być zbyt dociekliwi. Nie powinni wtykać nosa w nie swoje sprawy. Tymczasem dociekliwość i pewna doza nieufności jest niezbędna do skutecznego wykrywania kłamstw. Wreszcie powód najważniejszy – nie ma żadnych zachowań, które z całą pewnością oznaczałyby, że ktoś kłamie.

A co z patrzeniem w lewo albo unikaniem wzroku?
To stereotypy, które raczej utrudniają, niż pomagają w wykryciu nieszczerości. Niektórzy kłamcy będą unikać wzroku rozmówcy, inni wręcz przeciwnie. Każdy z nas ma swój własny zbiór charakterystycznych zachowań, tików, sposobów na interakcję z otoczeniem – a zatem i sposobów na kłamstwo. Dotychczas nie udało się odnaleźć jednego zachowania typowego dla wszystkich oszustów. Przysłowiowego „nosa Pinokia”. Wskazano wprawdzie takie, które są statystycznie częściej obecne u kłamców, ale i one nie pojawiają się zawsze, a tylko w określonych sytuacjach, na przykład kiedy musimy wymyślać kłamstwo na bieżąco, bez wcześniejszego przygotowania. Wtedy jest większa szansa, że się potkniemy – podamy mniej szczegółów, nasze źrenice się rozszerzą, a ton głosu podniesie.

Nadal jednak będą to niewielkie różnice, takie jak kilka herców w przypadku tonu głosu. Tutaj pojawia się kolejna trudność – te objawy mogą, ale nie muszą oznaczać kłamstwa! Tak samo jak inne zachowania, które często uważa się za charakterystyczne dla oszustów, czyli nadmierną ruchliwość, drapanie się, poprawianie ubrań, innego rodzaju automanipulacje. Kojarzymy je z nieszczerością, ale mogą być po prostu wynikiem zdenerwowania lub indywidualnych cech.

Wszyscy kłamią. Rozmowa z dr Joanną Ulatowską
Tingey Injury Law Firm / Unsplash

Zawodowo badasz kłamstwo – czy dzięki temu potrafisz je lepiej wykrywać?
Nie sądzę, żebym miała jakieś wybitne zdolności (śmiech). Znajomość statystyk sprowadza na ziemię, uczy pokory. Ale jest też motywacją, żeby dalej zgłębiać temat. W swoich badaniach zajmuję się głównie skutecznością różnych metod wykrywania kłamstwa oraz tym, w jaki sposób tę skuteczność podnosić. Dodatkowo interesuję się fałszywymi wspomnieniami, czyli sytuacjami, w których podajemy błędną informację, na przykład podczas zeznań w sądzie, ale wierzymy, że mówimy prawdę. Fachowo nazywamy to zniekształceniem pamięci. W większości jest to całkowicie naturalny efekt funkcjonowania naszej pamięci, można powiedzieć: skutek uboczny. Czasem takie zniekształcenie pojawia się samo, gdy nasz mózg uzupełnia jakieś wspomnienie, rekonstruuje sytuację z przeszłości, innym razem może być wywołane przez zewnętrzną sugestię.

Na przykład: gdy jestem świadkiem przestępstwa, mam opisać sprawcę, a ktoś zapyta mnie, czy nosił kapelusz – i wtedy pomyślę, że tak, oczywiście, musiał mieć coś na głowie, choć było wprost przeciwnie?
Nasze mózgi bardzo chcą nam pomóc – więc kiedy pytamy je o szczegóły jakiegoś wydarzenia, czasem coś dodają. Niekiedy fałszywie pamiętamy tylko drobne elementy, innym razem całe wydarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Ale oczywiście nie jest tak, że każde nasze wspomnienie jest zniekształcone! Pamięć po prostu nie działa jak kamera, która niezwykle dokładnie rejestruje wszystko w swoim zasięgu.

Na to, co i jak zapamiętujemy, wpływają nasze wcześniejsze i późniejsze doświadczenia, wiedza czy schematy, którymi się posługujemy. A w końcu też inni ludzie, którzy – świadomie lub nie – mogą zniekształcić obraz tego, czego byliśmy świadkami, tak jak w podanym przez ciebie przykładzie.

Wszyscy kłamią – nawet wspomnienia nie zawsze są prawdziwe. To dość przygnębiająca konkluzja naszej rozmowy.
Dodam więc coś pozytywnego (śmiech). W zdecydowanej większości sytuacji ludzie mówią prawdę, a nawet jeśli kłamią, to często bez złych intencji. Badania pokazują też, że zaufanie do innych sprawia, że uważamy nasze życie za pełniejsze, a związki za bardziej satysfakcjonujące. Zatem – zdecydowanie warto ufać!

dr Joanna Ulatowska

Zajmuje się psychologią poznawczą, w szczególności tematyką z pogranicza psychologii i prawa, mechanizmem kłamstwa i metodami jego wykrywania, a także zniekształceniami pamięci. Wyniki badań psychologicznych wciela w życie jako konsultant kancelarii prawnych. Adiunkt w Katedrze Psychologii Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

Wszyscy kłamią. Rozmowa z dr Joanną Ulatowską
dr Joanna Ulatowska
Lena Szuster

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.