Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Joanna walczyła o swoje życie. Drastyczne szczegóły zbrodni sprzed 21 lat

Jarosław Jakubowski
Oskarżony Sławomir G. podczas zeznań biegłego siedział nieruchomo. Nie zadał żadnych pytań. Tylko słuchał.
Oskarżony Sławomir G. podczas zeznań biegłego siedział nieruchomo. Nie zadał żadnych pytań. Tylko słuchał. Filip Kowalkowski
Sąd Okręgowy w Bydgoszczy wysłuchał wczoraj zeznań prof. Jarosława Berenta, który sporządził opinię sądowo-lekarską na temat przyczyn śmierci Joanny S. 22-letnia bydgoszczanka zginęła w swoim mieszkaniu przy ul. Żmudzkiej na Bartodziejach.

[break]
Dwóch policjantów doprowadziło 47-letniego Sławomira G. z aresztu do sali rozpraw Sądu Okręgowego. Mężczyzna średniego wzrostu, ma długie, spięte w kitkę włosy, po bokach wygolone, ciemny strój i twarz, z której bije przygnębienie.

Wczoraj skład sędziowski połączył się w drodze wideokonferencji z Łodzią, gdzie czekał już prof. Jarosław Berent, biegły medycyny sądowej. Specjalista sporządził w tej sprawie dwie opinie sądowo-lekarskie. Pierwsza powstała krótko po zbrodni, we wrześniu 1994 roku. Jarosław Berent podtrzymał ją w całości. Co w niej zawarł?

Kilka minut do śmierci

- Przyczyną zgonu Joanny S. było wykrwawienie. Nie można w szczegółowy sposób sprecyzować obrażeń. Było ich dużo, każde z nich powodowało krwawienie, co ostatecznie doprowadziło do zgonu - mówił biegły.

Śmierć miała nastąpić w ciągu kilku minut. Jej czas biegły określił w przedziale od 12 do 8 godzin przed oględzinami zwłok.

Oskarżony słuchał tych słów z pochyloną głową, nieruchomo, od czasu do czasu tylko zerkając w stronę ław dla publiczności, gdzie siedzieli dziennikarze.

Na pytanie sędziego Marka Krysia, jakiego rodzaju rany sprawca zadał Joannie S., biegły stwierdził: - Rany kłute i cięte, zlokalizowane na głowie, szyi, klatce piersiowej i kończynach. Liczba i rozmiar tych ran wskazuje na to, że zadano je ze znaczną siła, podczas zdarzenia o bardzo dynamicznym przebiegu. Przyjmując, że sprawcą był oskarżony, znacznie większy od Joanny S., nie musiał on używać jakiejś wyjątkowo dużej siły, żeby spowodować takie obrażenia - dodał Jarosław Berent.

Profesor wskazał też na obecność tzw. obrażeń obronnych, czyli ran ciętych na dłoniach zamordowanej. Świadczy to o tym, że młoda kobieta stoczyła przed śmiercią dramatyczną walkę z napastnikiem, usiłując desperacko odepchnąć rękę trzymającą ostre narzędzie. Zdaniem biegłego Jarosława Berenta, najprawdopodobniej był to nóż jednosieczny (z ostrzem po jednej stronie).

Nie zrobiła tego sama

W trakcie postępowania przygotowawczego oskarżony Sławomir G. zeznał, że owym ostrym narzędziem użytym w czasie zdarzenia były nożyczki. Ponadto Joanna S. miała sama zadać sobie rany...

- Całkowicie wykluczam tę wersję. Niemożliwe jest, aby to pokrzywdzona mogła sama dźgać się na przykład nożem - stwierdził biegły.

Podobnie wykluczył możliwość użycia nożyczek w trakcie zdarzenia. - Nie wskazuje na to charakter ran - dodał.

Do zbrodni doszło 30 sierpnia 1994 roku w mieszkaniu Joanny S. w wieżowcu przy ul. Żmudzkiej na bydgoskich Bartodziejach. Zakrwawione ciało dziewczyny znalazł jej chłopak, Marcin K. Było ułożone na boku, z poduszką pod głową.

Dwa lata później śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy, choć policja i prokuratura badały różne wątki. Zaraz po zdarzeniu w kręgu podejrzanych znalazł się kolega zamordowanej z liceum - Maciej Z. W 2005 roku z kolei typowany był jeden z mieszkańców wieżowca. Zwrócił na siebie uwagę podejrzanym zachowaniem. Były to jednak fałszywe tropy.

Przesłuchano również Sławomira G., jednak tylko w charakterze świadka. 27-letni wówczas mężczyzna mieszkał w tym samym bloku, co Joanna S. Przedstawił alibi na czas zabójstwa.

Wersja oskarżonego

Do sprawy co jakiś czas wracali bydgoscy policjanci, pracujący w tak zwanym Archiwum X. Przełom nastąpił dopiero w kwietniu 2014 roku, kiedy podczas przesłuchania w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy Sławomir G. przyznał się do popełnienia zabójstwa. Podał szczegółową wersję wydarzeń, przy czym korzystną dla siebie. Stwierdził, że został sprowokowany przez ofiarę i że pierwsze ciosy wymierzyła sobie sama, a potem w szamotaninie nadziała się na nożyczki.

Narzędzia zbrodni jednak nie odnaleziono. Proces ma charakter poszlakowy.

Inną wersję przedstawił kolega oskarżonego z celi - Marcin W. Zeznał, że Sławomir G. opowiedział mu, "jak było naprawdę" - G. miał podstępem umówić się z Joanną S., prosząc o poradę, rzekomo w sprawach sercowych. Zaatakował, kiedy próbowała wyrzucić go z mieszkania. Po zabójstwie wrócił jeszcze raz, by zatrzeć ślady i upozorować rabunek.

Kolejna rozprawa - 24 września. Sławomirowi G. grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!