Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kochać jak Irlandię...

Jan Oleksy
Mariusz Skiba
...to znaczy kochać miłością nieszczęśliwą, niespełnioną. Generalnie smutno jest wokół tego tematu. - Z Andrzejem „Kobrą” Kraińskim* rozmawia Jan Oleksy

Całkiem spokojnie pijemy drugą kawę… Kiedyś siedzielibyśmy przy czymś innym. Kobranocka znana była z szalonych imprez, aniołkami to wy nie byliście…
No, nie byliśmy! Przez 29 lat się z tego tłumaczę. Wszystko kręciło się wokół chlania, to było nierozerwalne z muzyką. Ale się zmieniło.

Może to kwestia wieku?
Generalnie to cała kapela znormalniała. Kiedyś się nie przejmowaliśmy tym, co działo się w trasie. Teraz wiemy, że raz na jakiś czas można dać sobie w palnik, ale trzeba pamiętać, że następnego dnia jest sztuka do zagrania. Ten rozsądek rzeczywiście przychodzi z wiekiem. Myślę inaczej i troszkę inaczej postępuję niż 20 czy 30 lat temu, ale też inaczej niż dwa czy trzy lata temu.

Skończyłeś zupełnie niedawno 50 lat. Czy czujesz jakiś niepokój w związku z przekroczeniem tej magicznej granicy?
Cały czas mam poczucie Matriksu - tak jak bym się budził i miał znowu 30 lat. Zresztą ciągle czuję się, jakbym miał mniej i ta piątka z przodu jest dla mnie jakąś abstrakcją. Nie ukrywam, że ciężko mi to przyszło.

To przyjmijmy, że znowu masz trzydziestkę i latają za Tobą tabuny fanek, jak za każdą kapelą rockową…
Zawsze wokół kapel rockowych kręciły się fanki. Z Kobranocką było podobnie, ale nigdy to nie były tabuny. Na pewno nie wykorzystywaliśmy tego w wiadomy sposób. Te nasze tabuny fanek raczej ograniczały się do kilku, kilkunastu dziewczyn i to nie takich jeżdżących za nami, tylko pojawiających się na koncertach tam, gdzie mieszkały… Widok kapel otoczonych fankami bardziej pasuje do Ameryki niż do Torunia.

Ale jednak były…
Trzeba odróżnić fanki od tak zwanych groupies, którym zazwyczaj chodzi tylko o jedno - żeby pozaliczać jak najwięcej kapel. To zjawisko znane od lat. Fanki niekoniecznie chciały od razu wchodzić do łóżka…

A czego chciały?
Głównie pokazać swoje uwielbienie dla kapeli, być blisko niej. Nigdy tego nie wykorzystywałem.

Co Cię hamowało? Masz taką silną organizację wewnętrzną?
Nigdy nie byłem zainteresowany tzw. wyrywaniem dziewczyn, nie mówiąc o tym, że od 26 lat jestem w związku małżeńskim.

Jakoś za bardzo Ci nie wierzę. Nie ufam facetom, którzy mówią, że piękne kobiety ich nie interesują. To jest fałsz.
Nie, jasne, zawsze mnie interesowały, ale jak zobaczyłem jakąś piękną kobietę, to w żaden sposób jej nie podrywałem… zawsze to się samo działo…

Wystarczył jeden gest?
Nie potrafię bajerować, jak gość, któremu wystarczy pięć minut, albo ten, który idzie tańczyć z dziewczyną. Nienawidzę tańca. Jestem niezdolny do takich spraw, ale czasem wystarczy jedno spojrzenie. Podobno mam taki wzrok, że dziewczyny…

A jakie kobiety Ci się podobają?
Oj, mnóstwo… (śmiech)

Co najbardziej w nich cenisz?
Połączenie urody z mózgiem. Jeżeli kobieta jest tylko ładna, a głupia, to dziękuję. Wskazane jest harmonijne połączenie.

Czyli piękna i mądra, ale nie musi umieć gotować?
Lepiej, żeby to też świetnie robiła…

„Kocham cię jak Irlandię” - spytam jak przymuł - to piosenka o miłości? O co chodzi w tej „Irlandii”?
To jest o dwóch rodzajach miłości. Z jednej strony o miłości patriotycznej do ojczyzny i tu autor tekstu patrzy na Polskę przez pryzmat Irlandii, ponieważ oba kraje mają podobną historię walk o niepodległość. Z drugiej strony jest o miłości do kobiety. Pojawia się konkretna ulica Fabryczna we Włocławku, na której autor piosenki widywał swoją miłość. W związku z tym „Kochać jak Irlandię” znaczy kochać miłością nieszczęśliwą, niespełnioną. Generalnie smutno jest wokół tego tematu.

Jak myślisz, miłość wpływa depresyjnie, jak w tej piosence, czy raczej nakręca?
Mówi się, że najbardziej nakręcająca jest nowa miłość. Miłość jest nieprawdopodobną siłą, ale u mnie jest odwrotnie niż u wielu artystów. Mam totalny dołek, nie jestem w stanie czegokolwiek - mówiąc górnolotnie - tworzyć.

Miłość potrafi Cię zdołować?
Totalnie. Generalnie huśtawki nastrojów nie są mi obce, delikatnie mówiąc, ale to już jest sprawa dla psychiatry.

Oj, jesteś trudnym facetem?
Tak, zawdzięczam to mojemu nieświętej pamięci ojcu. Na jednej z naszych płyt śpiewałem nawet piosenkę: „Więc mi zdejmij z czoła znamię, jeśli umiesz spraw, zepchnij w przepaść straszny kamień, niewidoczny garb”. W brzydkich słowach wyrażałem się o nim, mimo że był moim ojcem i że o zmarłych źle się nie mówi… Nie od dzisiaj widzę, że wszystko, co złe we mnie, zawdzięczam jemu.

Uważasz, że jakieś jego cechy przeszły na Ciebie?
Wiem, że tak jest! Wiele razy słyszałem: „teraz, to jakbym twojego ojca widziała”. I boję się, że mój syn może mieć to samo.

Wierzysz w przekaz genetyczny?
Na szczęście syn ma mniej cech z dziadka niż ja, ale jednak jakieś ma. Podobno jestem nieporównanie lepszym człowiekiem od ojca. Natomiast mama była osobą spokojną, chodzącym dobrem, przeciwieństwem ojca.

A jakim ojcem jesteś dla syna - guru czy postrzelonym gościem? W końcu rockman żyje trochę inaczej…
Mój syn widział zawsze, że ma innego ojca niż jego koledzy, że jego stary nie chodzi do pracy w garniturze i z teczką…

Myślisz, że mu to przeszkadzało?
Mamy bardzo dobry kontakt. Miłosz ma 22 lata, czyli tzw. trudny okres już jest za nim, a jego trudny okres w połączeniu z moimi nerwami, dawał mieszankę wybuchową. Ale zawsze się dogadywaliśmy…

Imponowałeś mu?
Podejrzewam, że fakt bycia rozpoznawanym miał znaczenie. Może w jakiś sposób to wykorzystywał, ale szybko z tego wyrósł. Kiedyś też grał na gitarze i miał ambicje bycia „Kobrą” juniorem, ale mu to przeszło, poszedł swoją drogą. Jest kilkukrotnym mistrzem Polski, Europy i świata w piłkarzykach stołowych. Zajmuje pierwsze miejsce w ogólnopolskim rankingu, a ostatnio został mistrzem Czech. I nigdzie nie podpiera się nazwiskiem, nie wykorzystuje resztek mojej popularności. Jestem z niego dumny. Wiem, że jest dobrym człowiekiem.

Czyli jakim? Co dobry człowiek musi sobą prezentować?
Musi mieć energię, która pozwoli funkcjonować zarówno jemu, jak i jego bliskim.

Ważne są dla niego pieniądze?
Wiadomo, że bez pieniędzy trudno żyć. Mam świadomość, że jako osoba znana i twórca kilku przebojów, mam za mało zer na koncie. Często jest to jedno zero! (śmiech) Tak czy siak, wracając do faceta, pieniądze są ważne, ale nie są najważniejsze. Liczy się energia.

Tę energię miałeś zawsze?
Czułem ją już od przedszkola. Od zawsze wiedziałem, co chcę robić w życiu. Miałem takie wyobrażenie, że stoję z gitarą z przodu, tam, gdzie jestem dzisiaj, a trzej pozostali to moi wujkowie, od których zresztą nauczyłem się muzyki. W ogólniaku bardziej byłem zainteresowany chodzeniem do Od Nowy, gdzie mieliśmy próby, niż na lekcje. A mając lat 20, to już wszystko postawiłem na jedną kartę. Innej opcji nie było.

Masz energię, a czego Ci brak?
Jestem masakrycznie zazdrosny, potrafię wyciągać jakieś rzeczy sprzed 30 lat, sam nie będąc w porządku. Będę się za to smażył w piekle na maksa! Czepiam się o głupstwa, a sam jestem miliard razy gorszy. Wiesz o tym, że jeżeli jesteś przesadnie zazdrosny, to prawdopodobnie postępujesz tak, jak sądzisz o drugiej osobie?

Ale jesteś z siebie zadowolony?
Wiem, że nie jestem święty, ale lubię siebie, gdybym wykorzystał jedną z wahnięć huśtawki nastrojów, to już dawno by mnie nie było. Raz euforia, a raz dołek.

Trudno się żyje artyście? Większość ludzi myśli, że to świetne życie…
Nie wiem, musiałbyś o to spytać prawdziwego artystę (śmiech). Zależy, co masz na myśli. Jeżeli to, że nie muszę na siódmą wstawać do roboty, to tak!

Rzeczywiście, możesz pospać dłużej. Ale po koncercie chyba sen nie przychodzi łatwo. Nie szumi Ci w głowie?
Po koncercie zawsze długo dochodzę do siebie. Przychodzimy do hotelu, chłopaki idą spać, a ja rozwieszam mokre rzeczy po występie, bo się pocę jak świnia. Nie zasnę, dopóki tego nie zrobię. Nieraz przez godzinę krzątam się, robię porządki, włączam telewizor, potem siadam wygodnie, przypalam fajeczkę. Dopiero wtedy schodzi ze mnie napięcie i kładę się spać.

A przed koncertem jest luz?
Nie, zawsze mam tremę. Ludzie mi nie wierzą, że po tylu latach na scenie… Ale trema musi być. Potwierdzali to znakomici aktorzy, nie bracia Mroczkowie, tylko Holoubek, Zapasiewicz - że jeżeli ktoś nie ma tremy, to jest rzemieślnikiem, a nie artystą! Podobno nawet wielki, znakomity Jan Świderski trząsł się przed wejściem na scenę.

Ty też się trzęsiesz?
Nie, ja na dwie godziny przed koncertem cały czas ziewam. I tremę mam taką samą, niezależnie od tego, czy na widowni jest 40 czy 40 tysięcy osób. To nie ma znaczenia.

Nerwy przedtem i potem… Co więc daje Ci granie?
Daje mi wszystko, daje kopa, spełnienie, satysfakcję, pieniądze… Nie mogę żyć bez grania, nawet wracając mocno zmęczony po trzech, czterech koncertach, myślę już o następnych… To jest moje życie!

Jesteś facetem spełnionym? Człowiekiem sukcesu?
No dobra, tak. Jestem człowiekiem sukcesu. Nie zgromadziłem żadnego majątku, ale też nie umieram z głodu, jestem znany, ale nie jestem celebrytą, który musi unikać paparazzi. Gram cały czas, nigdy tyle koncertów nie zagraliśmy co w tym roku. Zespół bardziej młodnieje niż się starzeje! Cieszę się z tego co mam, co osiągnąłem.

To czego Ci jeszcze można życzyć?
Jest takie stare komunistyczne nowomowowe powiedzenie: „Szczęścia w życiu osobistym i zawodowym”. Tego bym sobie życzył. (śmiech)

Dobrze, masz to załatwione!

*Andrzej „Kobra” Kraiński

Kompozytor, wokalista, lider Kobranocki, zespołu, który ma swoją Katarzynkę w Piernikowej Alei Gwiazd. Gra i śpiewa także w zespole Atrakcyjny Kazimierz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!