Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto mi zabroni pisać po bydgosku? (Kronika bydgoska)

Ewa Czarnowska-Woźniak
Ewa Czarnowska-Woźniak
"Express Bydgoski" też ma się znaleźć stajni Orlenu
"Express Bydgoski" też ma się znaleźć stajni Orlenu Fot. Archiwum Expressu Bydgoskiego/PPG
Jest rok 1984 – tak znaczącą datę sobie "wybrałam” na początek dziennikarskiej przygody – mam 20 lat i zgłaszam się po raz pierwszy na wymarzoną praktykę zawodową. I się zaczyna…

Zobacz wideo: Nowa jadłodzielnia WSG w Bydgoszczy

W "Dzienniku Wieczornym" przechodzę (przez kilka lat) ostre sprawdziany staranności językowej (mieć filologiczne przygotowanie znakomitego uniwersytetu to jeszcze nie wszystko), sprawności warsztatowej, bystrości, umiejętności pozyskiwania informacji (pamiętajmy, lata 80.! Bez internetu, telefonów komórkowych, i tym podobnych atrakcji). Szacunku dla Czytelnika także.

Są lata 80. I do łez śmiechu doprowadzam swego przełożonego, śp.red. Wojtka Woźniaka, zgłaszając mu próbę załatwienia interwencji mieszkańców Górzyskowa, którym sen z powiek spędzają ćwiczące im nad głowami radzieckie samoloty. Takie to były czasy – państwo mieszkający przy lotnisku wierzyli, że "Dziennik" pomoże, ja ufałam, że może dziennikarz nie będzie musiał dzwonić do Moskwy, żeby to skutecznie odkręcić.

Ostatni rok studiów współfinansowała mi wydająca "Dziennik” Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza "Prasa-Książka-Ruch”, gwarantująca tym samym zatrudnienie od razu po ukończeniu uczelni. Tak, jak wybierając polonistykę na lwowsko-wileńskim UMK mogłam wtedy wybrać specjalizację nauczycielską lub… nauczycielską, tak na dziennikarskim rynku zatrudnienia wybór nie był wiele większy. Reporterskiego zawodu uczyli mnie fachowcy z "Dziennika” i z nimi chciałam zostać już wtedy, gdy jeszcze o powstaniu "Gazety Wyborczej" nikomu się nie śniło. "Dziennik” kochali Czytelnicy - rekordowe nakłady sięgały 180 tysięcy egzemplarzy! - głosowali na niego stojąc w kilometrowych kolejkach, gdy po południu gazeta docierała do kiosków, choć gros jego autorów nosiło PZPR-owską legitymację w kieszeni.

"Przeżyłam" ośmiu prezydentów Bydgoszczy

Tak się złożyło, że w ciągu 36 lat przeszłam w bydgoskim dziennikarstwie lokalnym drogę od praktykantki do redaktor naczelnej (lubię czasem mówić: "i z powrotem", bo do dziś niekiedy zajmuję się rzeczami dawniej zastrzeżonymi dla "sztyftów"). Jak pierwszego dnia w redakcji w 1984 roku, dziś niezmiennie piszę, myślę, pracuję wyłącznie po bydgosku. Kierowałam w ciągu 30 lat działami miejskimi w trzech gazetach lokalnych. Od pamiętnego roku 1984 "przeżyłam" ośmiu (!) prezydentów miasta – od skrajnego lewa po głęboko prawą stronę sceny politycznej – przemnożonych przez legiony zastępców i współpracowników, przewodniczących rady miasta, radnych, rzeczników, szefów miejskich instytucji… I takich, którzy mieli na tę władze miękkie, lecz realne wpływy.
Także ludzi mediów. Efemeryczne gwiazdy i rzemieślników, ekspertów oraz ludzi przychodzących z nadania i szybko znikających. Zasługujących na swoje stanowiska – i niekoniecznie. Pośród nich, co zawsze żenuje i smuci, mitomanów.

Mam w głowie pełny kajet ("kapownik” z adresami i numerami telefonów - rzecz dla reportera święta) nazwisk i wspomnień tych, którzy mienią się pokrzywdzonymi przez systemy i ich tuby propagandowe.

I wiem, jak często brak miejsca dla nich w zespołach redakcyjnych tłumaczyło nie to, że mieli inne poglądy od szefów, a to, że ojczysty język był dla nich za trudny, mieszały im się kanoniczne formy dziennikarskie (zwłaszcza tym, którzy myślą, że obiektywna informacja jest tym samym co publicystyczny strumień świadomości), w charakterze dominowało lenistwo lub/i egocentryczne widzenie błędów oraz wad wyłącznie w innych.

Piszę więc – po bydgosku – już 36 lat

Dziś czytam tymczasem w "internetach" łatwe komentarze tych, którym nie żal potencjalnego zmierzchu papierowych gazet, bo "i tak nic w nich nie ma", "i tak nie były polskie", "i tak czytają je tylko dziadkowie". Jak widać, to zdecydowanie inni Czytelnicy niż ci w latach 80. Ci wiedzą lepiej, choć nie czytają. Recenzują szybciej, choć nie mają pojęcia o czym mówią. Patrzą dalej, choć powierzchowną opinią ranią i dojrzałego odbiorcę, i wielu twórców gazet oraz portali internetowych. W swej "błyskotliwej" niewiedzy zapominając przecież, że internet to dziś też my. Większość z nas solidnych, profesjonalnych, wrażliwych. Uczciwych. Oddanych zawodowi i odbiorcom, ale też mających rodziny i zobowiązania. Nie oceniajcie nas pochopnie. Enter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo