Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Leczę wewnętrzne rany

Janusz Milanowski
Na każdym kroku widziała u niego objawy stresu bojowego, zmiany osobowości po ciężkich przeżyciach. Psychiatrzy powiedzieli, że to nie przejdzie samo.

Magdalena ma szare oczy, ale nawet płynące z nich łzy są dziwnie pogodne, gdy wspomina wznoszący się samolot albo gazik, który pewnego zimowego dnia zjawił się pod oknem. Kiedy gazik odjechał, ona usiadła na podłodze i zapłakała. Później nic już nie było takie samo, jak wtedy, gdy jej żołnierz pisał do niej za listem z list. Policzyła te listy. Wyszło 147. Ma je do dziś, choć żołnierz pewnego dnia wyszedł z domu i zniknął.

BĘDZIESZ TYLKO MOJA

Byli bardzo młodzi. Ona zaczynała liceum w Toruniu, on szkołę chorążych. To z tego czasu pochodzą te listy. - Były cudowne. W każdym wyznawał miłość i pisał „będziesz tylko moja” - Magdalena się uśmiecha. - Wiele z nich ma pieczątkę „ocenzurowane”, bo był stan wojenny.
Pobrali się po jego promocji w połowie lat 80. Żołnierz był prymusem, zdobył rzadką specjalizację i dlatego mógł wybrać jednostkę. Wybrał tę w Toruniu, żeby być blisko rodziny. Byli szczęśliwi, choć często wyjeżdżał - nawet na pół roku. Magdalena przez dziesięć lat czuła się jak żona
marynarza. Czekała sama.
Potem skończyły się te długie wyjazdy. Żołnierz stacjonował na miejscu. - Zawsze był najlepszy i wszystko musiało być „naj” - wspomina Magdalena. Gdy zaczął rwać się na misję, mieli już troje dzieci. Chciał jechać do Kambodży. Nosiło go. Z jednej strony nie wahał się jej zostawić, a z drugiej czuła, że chciałby ją zabrać ze sobą. Targało nim uczucie, które jest zmorą żołnierzy, marynarzy i mężczyzn pracujących z dala od domu - zazdrość. Magdalena nie zgodziła się na Kambodżę. Pojechał ich sąsiad, który po powrocie robił ze swoją żoną to samo, co później mąż Magdaleny po Iraku. Sąsiadka zmarła. Zabił ją stres.

TO MÓGŁ BYĆ KAŻDY

Po 11 września 2001 Ameryka tworzy doktrynę ataku prewencyjnego. Dlatego dwa lata później siły koalicji lądują w Zatoce Perskiej, a ich najmłodsza córka przystępuje do Pierwszej komunii świętej. Żołnierz wyrusza z Torunia na misję stabilizacyjną. - Czwartego lipca zobaczyłam jak wzlatuje w niebo samolot z moim mężem… Nigdy tego nie zapomnę - opowiada Magdalena łamiącym głosem. - Boże, czy on do mnie jeszcze wróci, czy nie… Ja chyba nie mogę mówić… Tych łez nie da się opisać.
Magdalena zaczęła spędzać czas przed telewizorem „jak przed Panem Bogiem”. Podczas tej pierwszej zmiany mieli dobry kontakt. On wykonywał tam pracę sztabową - tak twierdził. Często ze sobą rozmawiali, pili razem kawę przez telefon. On w pałacu Husajna w Babilonie, ona w Toruniu. Mimo częstego kontaktu, była przerażona. Tabletki nie pomagały. Dlatego modliła się codziennie: żeby wrócił cały, żeby szybko złapali albo zabili Husajna. - Głupio mi się do tego przyznać jako osobie wierzącej, ale rzeczywiście modliłam się o śmierć dyktatora Iraku - przyznaje. Szóstego listopada 2003 r. Magdalena robiła zakupy, gdy radio powiedziało, że w Iraku zginął pierwszy polski żołnierz. Prawie zemdlała w sklepie. Nasza armia skompromitowała się wtedy, informując najpierw media, a następnie rodzinę zabitego. - Nie było powiedziane, kto zginął i ja w tym sklepie przeżyłam szok - wspomina Magdalena. - To mógł być każdy! Dopiero później, słysząc informacje o kolejnych zabitych, wiedziałam, że rodzina jest najpierw powiadomiona i nie mdlałam ze strachu.
Szóstego listopada zginął major Hieronim Kupczyk, śmiertelnie trafiony w szyję podczas konwoju. Żołnierz Magdaleny wrócił w styczniu cały i zdrowy. Tylko ona widziała, że ma wewnętrzne rany.

MAJĄ DEPRESJĘ I BIJĄ SIĘ DALEJ

Wracającym z misji armia zapewniała pomoc psychologiczną w postaci ulotki: „Funkcjonowanie żołnierzy po powrocie z misji. Charakterystyczne zachowania, uczucia, problemy ponownej integracji z rodziną, źródła wsparcia”. Magdalena ma ją do dziś.
Był inny - wyciszony i wycofany. Bardzo długo spał, późno wstawał i tak przez pół roku. Silny, pewny siebie mężczyzna kompletnie się zapadł. Dom był na jej głowie. Jemu nie chciało się nawet sprawdzić, czy córka odrobiła lekcje. Brał zwolnienie za zwolnieniem.
„Mogą występować trudności ze snem, zasypianiem lub nadmierną sennością. Możesz czuć się obco w miejscu, do którego wróciłeś. Możesz mieć poczucie, że do niego nie pasujesz. Te uczucia są normalną częścią procesu przystosowania” - ostrzega ulotka. Jego „proces przystosowania” miał wszelkie symptomy depresji. - Oni mają depresję i jeszcze raz jadą na wojnę! Wiem to od chłopaków, których poznałam w klinice leczenia stresu bojowego - zauważa Magdalena
Żołnierz był zazdrosny nawet o ojca franciszkanina, który wspierał Magdalenę duchowo. Oskarżał ją o nieczułość, wmawiał, że tylko dzieci kocha. - Choćbym nie wiem, jak go przytuliła, to i tak byłoby nie dość - wspomina ze smutkiem. Znowu chciał wyjechać do Iraku, ale odroczono jego prośbę ze względu na drobną kontuzję.

NOCNY PATROL OD DO

Po pewnym czasie, z potrzeby serca, stali się rodziną zastępczą. Przygarnęli pod swój dach troje nastolatków z trudną przeszłością. I wtedy, gdy w ich domu było sześcioro dzieci, żołnierz oświadczył, że wylatuje znowu do Iraku, ponieważ „nie ma żony”. Tak powtarzał. Magdalena zaprotestowała, była wściekła. A po cholerę ma tam jechać, mają przecież z czego żyć - powtarzała. Nic to nie dało. Pewnego dnia pod ich dom podjechał wojskowy gazik. Żołnierz objął beztrosko Magdalenę, jakby wyjeżdżał tylko na parę dni i lekko nią potrząsnął. - „No, to cześć”, usłyszałam tylko - wspomina. - A ja, tak jak stałam, usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać.
Odezwały się w niej uczucia, które są zmorą wszystkich żon żołnierzy i marynarzy: tęsknota i wściekłość. Ale Magdalena radziła sobie sama. Wszystkie pieniądze, które mąż zarobił na misji, odłożyła. Uzbierało się tego na siedmioosobowy samochód.
Podczas drugiej zmiany mąż Magdaleny zgłosił się na akcję. Latał śmigłowcami
na nocne patrole. Magdalena nie wie, czy zabijał, czy był pod ostrzałem. Wie tylko, że tych patroli było mnóstwo, kiedyś przejrzała jego kalendarz. „Nocny patrol od do”, „nocny patrol od do”, „nocny patrol od do”… Tylko takie suche notatki.
Wrócił znów cały. Był apatyczny, drażliwy. I znów zaczęło się zwolnienie za zwolnieniem. Dużo czasu spędzał na działce u znajomych. - Wychodząc powtarzał: „Wyganiasz mnie z domu” i cały czas zachowywał się tak, jakbym ja była winna temu, co przeżył. Pewnego dnia Magdalena dostała SMS-a: „Nawet Benedykt XVI widząc, co mi robisz, abdykował”.

GDY CHCIAŁAM GO PRZYTULIĆ…

Z czasem żołnierz w domu stawał się coraz bardziej drażliwy, coraz bardziej agresywny. Cierpiał na dziwne bóle, zaczął chrapać w nocy, uciekał z sypialni, ale uważał, że to ona go wygania. Kiedyś robił coś na strychu, ona tam weszła, on warknął: - Nie zachodź mnie od tyłu.
Magdalena skontaktowała się ze specjalistami, żeby rozpoznać jego wewnętrzne rany. Na każdym kroku widziała typowe objawy PTSD - zespołu stresu pourazowego (ang. posttraumatic stress disorder), zwanego inaczej stresem bojowym bądź nerwicą okopową. Straszne stany, dopadające ludzi po ciężkich przeżyciach na wojnie, w obozie koncentracyjnym, więzieniu. Mogą prowadzić do trwałych zmian osobowości. Psychiatrzy powiedzieli Magdalenie, że to nie przejdzie samo. Będzie się tylko nasilać.
Żołnierz zaczął znikać z domu na bardzo długo. Nie wiedział, co zrobić, gdy zachorowała córka. Wyprowadzał psa na wiele godzin, ale nie był w stanie pójść z nim do weterynarza. Magdalena szukała pomocy w wielu miejscach: u dowódcy, księdza, lekarzy. Pewnego dnia zjawił się w ich domu weteran, który usłyszał o ich problemach. Obcy człowiek, który znał wojnę i chciał pomóc. Po długiej, męskiej rozmowie, weteran rozłożył ręce: - Słuchaj, on jest w takim stanie, że gdybyś z córką była zagrożona, to on nie będzie was bronił. Jest zablokowany. W sytuacji krytycznej nie pomoże nikomu.
- Gdy zbliżałam się i chciałam naprawdę go przytulić, to on zaczynał się bronić, jakby był atakowany. Kiedyś, gdy mnie o coś obwiniał, powiedziałam mu: „Jeśli ktoś jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamień”. I pieprznął we mnie Biblią…

TERAPIA MAGDALENY

Dużo czasu upłynęło, zanim uzmysłowiła sobie, że jest współuzależniona. Powiedziała kiedyś do dzieci, żeby wykupiły ojcu skok ze spadochronem. Żołnierz skoczył i zaczął skakać, a Magdalena zrozumiała, że postąpiła jak żona alkoholika, która mężowi kupuje wódkę dla świętego spokoju. Trafiła do Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego w Warszawie. - Jesteś lalunią, bo tylko lalunie się leczą - usłyszała od męża.
W klinice poznała Grażynę Jagielską, żonę Wojciecha Jagielskiego - wybitnego korespondenta wojennego. Grażyna napisała wstrząsającą książkę o swoich przeżyciach - „Miłość z kamienia”. Magdalena ma tę książkę z dedykacjami żołnierzy, którzy tam się leczyli. „Non dormit qui me custodit (nie śpi kto mnie strzeże)” - napisał Robert. „Podziwiam Twoją siłę w ocaleniu małżeństwa” - głosi inny wpis. Tam poznała też Włodka, którego historią żyła cała Polska. Był weteranem misji w Iraku i Libanie, żołnierzem specjalnej jednostki, odpowiedzialnej m.in. za werbowanie agentów. Odszedł z armii w 2006 r. z przyczyn zdrowotnych. Dostawał rentę do 2008 roku. Wtedy odebrano mu świadczenie, bo nie stawił się na kolejnej komisji. Z domu zniknął w czerwcu 2011 roku. Rodzinie powiedział, że wyjeżdża za granicę, nie będzie go przez kilka lat oraz żeby nie szukała z nim kontaktu. Odnaleziono go prawie zamarzniętego w szałasie w Tatrach. Amputowano mu nogi. Zmarł po roku walki z nowotworem i z PTSD. - Włodek był na pierwszej misji z moim mężem. Jestem zaszczycona, że go poznałam. Po tym, co przeżył, nie potrafił odnaleźć się w rodzinie i poszedł w góry - opowiada Magdalena.
Dzięki jej udziałowi w terapii, weterani z kliniki przy Szaserów zrozumieli, co zrobili swoim żonom. Powiedział to głośno jeden z nich, który pewnego dnia kompletnie pijany wsiadł do auta. Jego żona wezwała wtedy policję.

SZAŁAS PRZED OCZYMA

W kwietniu 2013 r. żołnierz wyszedł z domu. Było to przed ślubem córki. Magdalenie przypomniała się historia Włodka. I znów była przerażona. Nikt nie wiedział, gdzie on jest. Przed oczyma miała szałas w Tatrach. Żołnierz odezwał się po pewnym czasie. Złożył pozew o rozwód. Któregoś sylwestra przysłał SMS-a: „Szczęśliwego Nowego Roku z Rio de Janeiro”. Załączył zdjęcie słynnej figury Chrystusa. Obecnie pojawia się i znika, dzwoni z zastrzeżonego numeru. Pewnego razu powiedział: - Wiesz, dobrze, że mnie tu nie ma, bo w ten sposób chronię cię przed sobą.
Magdalena nie chce się rozwieść. - Kocham go - wyznaje. CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!