Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda Foeller: Zwolnij. Nie trenujesz do zawodów

rozmawia Lucyna Tataruch
Przeczytaj wpis Magdy Foeller na Facebooku: Magda Foeller Trener Personalny
Przeczytaj wpis Magdy Foeller na Facebooku: Magda Foeller Trener Personalny
Chcę, by kobiety, które mają swoje życie - pracę, rodzinę, pasje - były świadome, że ekstremalna forma ma swoją cenę. Internet fałszuje rzeczywistość - mówi trenerka Magda Foeller*.

Od jakiegoś czasu obserwuję w Internecie zatrzęsienie fitnessowych zdjęć motywacyjnych. Na każdym uśmiecha się do mnie idealnie wyrzeźbiona kobieta z okrągłą, wypiętą pupą, a koło niej widnieje napis w stylu: „Twoje życie jest w Twoich rękach. Podejmij wyzwanie! Zacznij ćwiczyć”. Mnie to raczej frustruje, zamiast zachęcać…
Myślę, że nie tylko ciebie. Wiele innych kobiet również tak się czuje. Nazwałam to nawet „propagandą Instagrama”, bo ten portal jest esencją, jeśli chodzi o tego typu przekaz. Mnóstwo osób obserwuje tam właśnie takie zdjęcia, nie zdając sobie sprawy z jednej rzeczy - przeważnie pozują do nich zawodniczki sportów sylwetkowych lub inne dziewczyny, którym ta dyscyplina wypełnia praktycznie całe życie. Taka forma nie jest do zrobienia w trzy miesiące i nie da się jej utrzymać wychodząc trzy razy w tygodniu na piwo i pizzę. Motywacja jest super, jeśli sprawia, że ktoś podrywa się z kanapy, ale nie wtedy, gdy przy okazji tworzy nierealne oczekiwania i w efekcie wywołuje frustrację.

Wiele osób zgłasza się do Ciebie - jako do trenerki - z takimi oczekiwaniami? Kobiety mówią wprost, że chcą tak wyglądać?
Często spotykam się z takimi postawami. Zauważyłam, że gdzieś zatarła się granica między tym, co postrzegane jest jako dostępne dla każdego, a formą prosto z zawodów.

Czyli te sylwetki nie są dostępne dla każdego?
Nie są, tak samo jak forma Justyny Kowalczyk, Adama Małysza czy każdego innego wyczynowego sportowca. Oczywiście, można przywołać jedno z haseł NLP - jeśli przynajmniej jedna osoba to zrobiła, to znaczy, że ty też możesz. Ale jednocześnie trzeba mieć świadomość kosztów, jakie to za sobą pociąga.

Jeśli przynajmniej jedna osoba poleciała na Księżyc, to nie znaczy, że ja też dam radę zrobić ten „krok dla ludzkości”…
Dokładnie. Przy wyglądzie dużo zależy też np. od indywidualnych predyspozycji, od budowy szkieletu - rozstawu bioder, szerokości ramion, obojczyków, wcięcia w talii. Pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Na inne pracuje się latami, przy mnóstwie wyrzeczeń i ograniczeń. A przez promowanie takiego wizerunku w Internecie, kobiety często o tym zapominają.

Trener personalny powinien umieć wyłapać ten moment, gdy jego podopieczny zaczyna przesadzać?
Mogę powiedzieć o tym, jaką ja mam filozofię. Przede wszystkim jestem towarzyszem na tej drodze do wymarzonej sylwetki. Bardzo ważna jest dla mnie równowaga między aktywnością fizyczną, życiem zawodowym a społecznym, rodzinnym. Od początku staram się to przekazywać. Podkreślam, że nikt nie musi poświęcać wszystkiego po to, by dobrze wyglądać. Moje zadanie polega na tym, aby pomóc zaimplementować treningi i dbałość o zdrowie do codziennego życia. Zawsze da się to zrobić z głową. Jeśli dziewczyna, z którą trenuję, mówi mi, że od teraz będzie ze mną ćwiczyć sześć dni w tygodniu, bo za miesiąc ma wesele koleżanki lub że ma gigantyczne wyrzuty sumienia, bo wypiła kieliszek wina, gdy miała gorszy dzień, to od razu jej mówię: „Zwolnij. Nie przygotowujesz się do zawodów. Będziesz miała inne wesele następnej koleżanki”.

Koszty stojące za sylwetką z zawodów opisałaś w jednym ze swoich postów na Facebooku. Udostępniły go tysiące osób. Ta prawda ruszyła tłumy.
Nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania. To był bardzo emocjonalny wpis, ale też świadoma hiperbola. Postanowiłam go opublikować w momencie, gdy usłyszałam, jak ktoś mówi, że od kilku tygodniu chodzi na siłownię i myśli o zawodach sylwetkowych - bo chyba by się do tego nadawał. Wtedy coś we mnie pękło. Zdecydowałam, że opowiem o tym, z czym wiąże się droga do zawodów i do takiej sylwetki - po to, by wyraźnie rozgraniczyć to od codziennej formy.


Magda Foeller w formie sprzed roku; fot. Sylwester Szymczuk

Przeszłaś tę drogę, gdy przygotowywałaś się do Debiutów Polskiego Związku Kulturystyki, Fitness i Trójboju Siłowego w 2015 roku.
Tak, przygotowywałam się do nich od sierpnia 2014 roku. Potraktowałam to jak wyzwanie, przygodę, ale postanowiłam dać z siebie sto procent. Moim celem było osiągnięcie tak zwanej formy życia i udało mi się to, głównie dzięki współpracy z Arkiem Szyderskim, jednym z najlepszych trenerów. Byłam prowadzona profesjonalnie i merytorycznie na najwyższym poziomie. Dzięki temu zajęłam drugie miejsce, za Anną Nawrot, tegoroczną mistrzynią Europy, która ma tak dobrą formę, że nawet nie mogę się z nią porównywać.

To ogromny sukces.
Dla mnie drugie miejsce oznaczało zwycięstwo. Dało mi motywację do wystartowania w dwóch kolejnych imprezach. Przyznam, że ta chwila była niesamowita. Czułam się silna psychicznie, wiedziałam, że jeśli postawię sobie jakiś cel, to go osiągnę. Odebrałam nagrodę za coś, na co naprawdę zapracowałam.

I nie chciałaś iść dalej tą drogą?
Wahałam się. Ze środowiska sportowego słyszałam głosy, że jestem osobą, która ma duże możliwości w tej dyscyplinie. Uznałam jednak, że nie chcę podporządkowywać swojego życia zawodom. Mam jeszcze wiele marzeń do zrealizowania i mogę te emocje znaleźć gdzie indziej. Denerwowałam się jedynie przed rozmową z Arkiem. Bałam się, że tą decyzją zawiodę przede wszystkim jego.

Zawiodłaś?
Nie, pozytywnie zaskoczył mnie dystansem do sportu i swoją trenerską dojrzałością. Usłyszałam, że w pierwszej kolejności jestem dla niego przyjaciółką, kobietą, a dopiero dużo dużo później zawodniczką. Poczułam, że daje mi przyzwolenie, by skończyć z zawodami. To było dla mnie ogromnie ważne. Jestem mu niezmiernie wdzięczna za wsparcie.

Powiedziałaś o podporządkowywaniu życia zawodom. Co to znaczy?
To jest właśnie ta różnica, o której wiele osób zapomina. Od tego zaczęłyśmy rozmowę. Jeśli chcę wyglądać fit tak jak teraz, to trenuję, odżywiam się zdrowo, ale też żyję normalnie - spotykam się ze znajomymi, zajmuję się innymi rzeczami poza treningiem. Po mnie tego nie widać, ale jestem z natury żarłokiem. Do sfery kulinarnej przywiązuję ogromną wagę, czasem więc po prostu jem to, na co mam ochotę. Podczas przygotowań do zawodów, czyli w trakcie dążenia do takiej sylwetki, jak z tych zdjęć motywacyjnych, z oczywistych względów nie jest to możliwe. Dieta jest bardzo ograniczona. Przez to często rezygnuje się z wyjść, spotkań rodzinnych - by nie męczyć się, odmawiając sobie wszystkiego. Pamiętam też, że na ostatnim etapie przygotowań przez te restrykcje żywieniowe ciągle towarzyszyło mi takie uczucie niedosytu, niepokoju, lekka irytacja.

To się na pewno odbija na kontaktach z innymi.
W jakimś stopniu tak. Moi bliscy dobrze mnie znają, przymykali więc oko na to, gdy czasem byłam nerwowa i skupiona wyłącznie na zawodach. Jednocześnie normalnie też pracowałam, jako trenerka miałam pod opieką wiele osób. Nie mogłam sobie pozwolić, by na mój kontakt z nimi wpływały przygotowania do debiutów. Musiałam dawać sto procent z siebie i na treningach i w pracy, co było wyczerpujące. Ale wiele osób mi pomagało. Czułam ogromne wsparcie.

Przeczytaj wpis Magdy Foeller na Facebooku

Od tamtych chwil minął rok. Wyglądasz już inaczej. Na Facebooku zestawiłaś dwa zdjęcia: siebie z ekstremalnie wyrzeźbionym ciałem, przygotowanym na zawody, i taką, jaką jesteś teraz - moim zdaniem bardziej naturalną. Ktoś udostępniając to zapytał, która dziewczyna wygląda lepiej. Wszyscy wybierają tę dzisiejszą.
Jestem tego świadoma. W sportach sylwetkowych króluje specyficzny kanon wyglądu. Na zawodach ceni się właśnie ekstremalnie odtłuszczone ciało i ekspozycję mięśni. Dla ludzi, którzy nie mają styczności z tą dyscypliną, może być to nieatrakcyjne. Nie śledzę wszystkich komentarzy pod tym postem, ale już wcześniej zdarzały się teksty typu: „Wyglądasz jak facet”.

Na żywo też to słyszałaś?
Nie. Jeśli już, to padały raczej pytania: „Magda, tobie się to rzeczywiście podoba?”.

A podoba Ci się? Według powszechnego kanonu to nie jest kobieca sylwetka.
Jestem związana ze sportem odkąd pamiętam i zawsze wybierałam dyscypliny, które stereotypowo nie kojarzą się z kobietami - sztuki walki, sporty sylwetkowe, crossfit. Do 13 roku życia wychowywałam się prawie z samymi chłopakami, więc inaczej patrzę na takie rzeczy. Wyróżniałam się pod tym względem spośród koleżanek, przyzwyczaiłam się do swojej sylwetki. To moja estetyka - zarysowane mięśnie, zaokrąglona pupa, kratka na brzuchu. Nie potrafię patrzeć na to obiektywnie. Moje motto brzmi: „Tylko jednej osobie na świecie musisz się podobać - sobie” i nigdy nie przestałam w to wierzyć. Powtarzam je też osobom, z którymi pracuję.

Pisałaś jednak, że gdy zakładałaś sukienkę, to wstydziłaś się żylastych rąk.
To mi faktycznie czasem przeszkadzało. Gdy klientka mówi, że chciałby mieć taką krateczkę na brzuchu jak ja wtedy miałam, to oprócz tłumaczenia, co musiałaby zrobić, przypominam też, że zmieni się nie tylko jej brzuch, nogi, ale i cała reszta. Na przedramionach jest bardzo cienka warstwa tkanki tłuszczowej, więc żyły szybko zaczynają być tam widoczne. W takiej formie fajnie wygląda się na basenie w bikini, ale do sukienki to już średnio pasuje. Sama pamiętam, jak moja babcia martwiła się, że skoro widać mi żyły, to pewnie jestem chora. Wiele niezwiązanych ze sportem osób tak to ocenia.

Gdyby ktoś chciał jednak wyglądać tak jak Ty i przygotować się do zawodów, to podjęłabyś się poprowadzenia go?
Nie, ja jestem trenerem personalnym, a to zupełnie inna działka. Tak jak mówiłam, pomagam ludziom w codziennym życiu i chcę jasno rozgraniczyć formę zawodową od tej amatorskiej. Chciałabym też, żeby kobiety, które mają swoje życie - pracę, rodzinę, pasję - były świadome, że taka ekstremalna forma ma swoją cenę. Internet fałszuje rzeczywistość.

Zakładając te realne cele - uważasz, że wszyscy powinniśmy trenować? Czy jednak akceptujesz to, że ktoś może żyć sobie spokojnie z nadwagą?
Akceptuję, oczywiście. Chociaż zdarza się, że pierwsze, co robię, gdy kogoś widzę, to skan sylwetki i ocena w myślach: „No OK, może z miesiąc ćwiczy…”. Zwracam na to uwagę, ale nigdy nie ingeruję bez pytania, nie komentuję. Nie jestem tego typu człowiekiem. Znam kobiety, które moim zdaniem wyglądają przepięknie i wcale się tak nie czują. Znam też takie, które mają nadwagę, ale nie chcą niczego zmieniać, bo czują się ze sobą wspaniale i nie potrzebują tego. Szanuję to, nie narzucam nikomu swojej wizji. Tu znów pojawia się moje wcześniej wspomniane motto. Tylko sobie MUSISZ się podobać. A całej reszcie - po prostu możesz.


fot. Jacek Kutyba

Magda Foeller

propagatorka zdrowego stylu życia i trener personalny. 2 lata temu porzuciła karierę prawnika, by dziś być jedną z najbardziej znanych trenerek w regionie. Pomaga osiągać wymierne efekty podopiecznym w kraju i za granicą, w ramach współpracy online, a pod jej okiem trenują także artystki i kobiety biznesu z Torunia i okolic. Prywatnie szczęśliwa żona i właścicielka dwóch kotek. Sportowo była zawodniczka fitnessu sylwetkowego, u progu przygody z crossfitem. Magdafoeller.pl, fb Magda Foeller Trener Personalny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!