Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka z urojenia

Dominika Kucharska
Ania głaskała się po brzuchu, mówiła do niego troskliwie i dałaby sobie rękę uciąć, że czuje, jak dziecko w nim rośnie… A brzuch wciąż był pusty.

- Poznałam to już w dzieciństwie - zaczyna nieśmiało. - Suczce mojej koleżanki powiększyły się piersi. Sutki zrobiły się tak duże, że szorowała nimi po trawniku. U jamnika od razu było to widać. Cieszyłyśmy się - jak to małe dziewczynki. Losowałyśmy, która będzie się pierwsza bawić ze szczeniaczkami, ale po miesiącu nasza radość się skończyła. „Jej się tylko wydaje, że będą szczeniaczki, bo to ciąża urojona” - rodzice powiedzieli bez wchodzenia w szczegóły. My też nie dopytywałyśmy. Pomyślałam, że zwierzęta tak mają i już - wspomina.

OCIĘŻAŁY JAMNIK

Teraz Ania ma 31 lat, choć równie dobrze mogłaby usiąść w licealnej ławce i nie odstawać od reszty. Mówi cicho, jakby obawiała się, że głośniejszy ton przywoła wydarzenia, o których stara się na co dzień nie myśleć. Wcześniej historię z dzieciństwa odłożyła w dalekich partiach pamięci, w szufladzie „mniej istotne”. Ociężały jamnik stanął jej przed oczami dopiero w chwili, gdy znów usłyszała hasło „ciąża urojona”. Tym razem to, co było częścią świata zwierząt, brutalnie wkroczyło do jej życia - względnie ułożonego, toczącego się w fabryce na trzy zmiany i w domu, w maleńkiej miejscowości pod Bydgoszczą, gdzie mieszkała z mężem i teściami.
O dziecko starali się od dnia, gdy na ślubnym kobiercu wypowiedzieli słowa przysięgi. Wszystko tak, jak to być powinno, z błogosławieństwem. - Czy liczyłam, że po miesiącu zajdę? Może aż tak to nie, ale też nie spodziewałam się, że będzie tak ciężko. Miałam 29 lat i tym to tłumaczyłam - że nie jestem już jak osiemnastka. Miesiące mijały i nic. „Działacie? Idzie wam, czy nie wiecie, jak się do tego zabrać?” - słyszałam od koleżanek z pracy. Z czasem coraz mniej mnie to bawiło. Teściowie też nie pozostawali w tyle. Przy każdej możliwej okazji między zdania wciskali, że jeszcze nie mają wnuka, a kuzynka już w drugiej ciąży, a kuzyn to już ma trzecie… Czułam się winna. Chciałam krzyknąć, żeby się zamknęli, ale nie potrafiłam. Chodziłam z taką gulą żalu w gardle - mówi.
Zaczęła płakać co ranek. Po jakimś czasie płakała też wieczorami, gdy mąż oglądał telewizję albo szedł się myć. - Tak sobie teraz myślę, że tę ciążę sobie wymyśliłam na pocieszenie. Że moje myśli chciały uciec tam, gdzie jest szczęście, a tym szczęściem było dziecko. Dobrze pamiętam ten dzień. Obudziłam się rano z przekonaniem, że coś się zmieniło. Nie zdążyłam zalać kawy, a już miałam mdłości. Byłam przejęta. Wyjątkowo tego ranka nie płakałam - wspomina.

MIAŁAM CZY NIE MIAŁAM…

Ania przestała miesiączkować, a to w połączeniu z porannymi nudnościami utwierdziło ją w przekonaniu, że jest w ciąży. Testu nie robiła. Potem zaczęły puchnąć jej stopy. Może to przez upalne lato, choć dla Ani był to kolejny sygnał. - Zaczęłam mieć zachcianki, to znaczy dziś nie jestem w stanie powiedzieć, czy rzeczywiście je miałam czy po prostu wiedziałam, że kobiety w ciąży je mają, więc i ja powinnam je mieć. Po czekoladzie sięgałam po kiełbasę i mąż rzucił żartem, że chyba coś tam jednak zmajstrował. Wtedy podzieliłam się z nim dobrą nowiną. - Byłaś u lekarza?! - pytał uradowany. - Jestem w ciąży, przecież kobieta to czuje - zapewniałam.
Na wizytę u ginekologa mąż nie naciskał. - Jest z tych, co do babskich spraw wolą się nie wtrącać. Było mi to na rękę, bo to był okres, kiedy ginekologa bałam się jak diabeł święconej wody. A szkoda… Może skończyłoby się to szybciej… W każdym razie głaskałam brzuch, mówiłam do niego. Mąż i rodzina się cieszyli. Płakałam rzadziej. Gdy teściowa i kuzynki podsuwały mi numery do lekarzy, dziękowałam, a potem wyrzucałam je do śmieci.
Pewnego dnia mąż Ani wrócił z pracy, kazał jej się ubrać i wsiąść do samochodu. Kolega polecił mu lekarza, który jeszcze w tracie ciąży wykrył u jego dziecka rzadkie schorzenie. Dzięki temu malec urodził się zdrowy. Mąż Ani natychmiast umówił wizytę, jeszcze na ten sam dzień. - Mówiłam, że źle się czuję, że już byłam na badaniu, że nie chcę… Mąż się uparł i tłumaczył, że ten lekarz znajdzie dla nas czas tylko teraz i trzeba skorzystać. Krzyki nie pomogły… Nie było wyjścia.
W gabinecie lekarz stwierdził brak ciąży. Ania zaprzeczała, przekonywała, że to pomyłka, ale nie była w stanie powiedzieć, u jakiego ginekologa była wcześniej. Gdy się ubierała, doktor wziął męża na stronę, polecił znajomego psychiatrę i życzył powodzenia. Kobiecie zawalił się świat, czuła, jakby właśnie straciła dziecko.
Terapia pomogła jej wyjść na prostą.

WYBIÓRCZA RZECZYWISTOŚĆ

- Przypadki ciąży urojonej są dość rzadko spotykane. Zazwyczaj to zaburzanie psychiczne dotyka kobiety niewykształcone, które nie mają wystarczającej wiedzy, związanej z ciążą i ludzką fizjologią - wyjaśnia Danuta Byczyńska, specjalista psychiatra. - Często wystąpienie ciąży urojonej poprzedza nerwica i stany depresyjne, których przyczyny mogą być bardzo złożone. Z jednej strony może to dotknąć tych kobiet, które panicznie boją się zajścia w ciążę, często wykonują testy ciążowe, częściej niż to konieczne odwiedzają ginekologa. Z drugiej strony - takich, które marzą o dziecku i w pewnym momencie zaczynają wybiórczo traktować rzeczywistość, wybierając z niej te elementy, które pokrywają się z objawami ciąży. Nie biorą pod uwagę tego, że brak miesiączki może być wynikiem, na przykład anemii z niedoboru żelaza lub wzmożonego stresu, a ten z kolei może być wywoływany presją chęci posiadania dziecka. Te kobiety podświadomie unikają także wizyt u ginekologa, z obawy, że lekarz stwierdzi, że jednak nie są w ciąży.
Jak sobie z tym radzić? Kobiety, które odpowiednio szybko trafią na leczenie, są w stanie dojść do siebie bez większych trudności. Wskazane jest oczywiście wsparcie bliskich. - Czasem pacjentce, która w wyniku leczenia uświadomi sobie, że jej ciąża była urojona, jest zwyczajnie wstyd i trudno jej samej uwierzyć, że doszło do czegoś takiego - dodaje doktor Byczyńska.
Natomiast już zaawansowany stan ciąży urojonej jest bardzo ciężki. - To psychoza. Występuje zupełnie nieprawidłowa interpretacja rzeczywistości, w której kobieta jest przekonana o istnieniu ciąży, mimo ewidentnych dowodów, że ciąży nie ma, np. mimo badania USG brzucha czy negatywnego wyniku testu ciążowego. Chora zaczyna podejrzewać rodzinę czy nawet lekarza o złe intencje. Na tym etapie pojawiają się inne urojenia: poczucie bycia okłamywaną, manipulowaną, poczucie zagrożenia. Niepodjęcie leczenia na tym etapie choroby może się wiązać z bezpośrednim zagrożeniem życia kobiety lub osób z otoczenia, próbujących
perswadować jej rzeczywistość. Taki stan trzeba rozpatrywać w kategoriach choroby psychicznej - ostrzega psychiatra.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!