Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasta przyjazne kobietom?

Z dr inż. ekonomii Małgorzatą Gotowską* rozmawia Lucyna Tataruch
Byłam kiedyś na spotkaniu, podczas którego matki zgłaszały, że w Bydgoszczy nie jest im łatwo. Brakuje miejsc dla dzieci, a dojazd z przedszkola do pracy to podróż z pięcioma przesiadkami. Starszym paniom brakuje w centrum toalet. Ludzie, których to nie dotyczy, rzadko patrzą na miasto z tej perspektywy.

Oglądałaś thriller „Kolekcjoner” z Morganem Freemanem z 1997 roku? Policja próbuje schwytać porywacza kobiet…
Tak, chyba tak.

Jest w nim taka scena, w której policjant tłumaczy, dlaczego powinniśmy wyrzucać śmieci rano, a nie wieczorem. Otóż jeśli ktoś nas obserwuje, to w nocy będzie miał bardzo dużo czasu, żeby przeglądać nasze odpadki. I dzięki temu, dowie się o nas wszystkiego - co jemy, kiedy urządzamy imprezę, kiedy mamy okres…
Tak, w śmieciach jest wszystko, całe nasze życie. Wyrzucamy to, czego używaliśmy i co zużyliśmy. Niczego nie da się ukryć, chyba że część odpadów palimy, ale w mieście rzadko się to zdarza. Mówi się: „Powiedz mi, co jesz, a powiem ci, kim jesteś”. Ja mogę to śmiało sparafrazować: „Pokaż mi swoje śmieci, a powiem ci, kim jesteś”.

Jak często buszujesz w śmieciach?
Codziennie. (śmiech) Pracuję na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym, w Bydgoszczy na Wydziale Zarządzania. Badam odpady pod kątem jakości życia ludzi. Zajmuję się tym tematem od przygotowań do doktoratu, czyli od 2006 roku. Na początku sprawdzałam, czy świadomie i odpowiedzialnie robimy zakupy - czy patrzymy na opakowania, czy wybieramy te, które da się ponownie przetworzyć i tak dalej. Ale gdy zaczęłam przyglądać się tym wynikom, to zobaczyłam, że tam jest dużo więcej informacji o tym, jak nam się żyje.

W USA działy marketingu dużych firm przeczesują śmieci konsumentów - czytałam o tym w książce o takim prowokacyjnym tytule „Tajne służby kapitalizmu”. Dzięki temu wiedzą o nawykach i stylu życia swoich klientów. Ty też znasz tak dobrze mieszkańców Bydgoszczy?
U nas to działa trochę inaczej, bo jednak badamy zebrane zbiorczo śmieci, które przywozi do nas śmieciarka. Ale na przykład bez chodzenia po mieście mogłabym powiedzieć, gdzie mieszka najwięcej dzieci. Gdy przyjeżdża partia odpadków z Fordonu, to cała jedna łyżka ładowarki wypełniona jest pieluchami. Nigdy nie widziałaś takiej góry pamperów. (śmiech) Pieluchy w dużych ilościach przyjeżdżają też z osiedla Leśnego, ale to już są te dla dorosłych.

Co te śmieci mówią o tym, jak nam się tu żyje?
No właśnie wnioskując po tym, co i w jakich ilościach wyrzucamy, można by pomyśleć, że żyje się nam nie najgorzej. Gdy ze studentami pod tym kątem badaliśmy odpady wiosną i jesienią w 2013 roku, to odkryliśmy, że generalnie często wyrzucamy produkty dobrej jakości. Mnie zaniepokoiło to, że do kosza trafia bardzo dużo żywności i rzeczy, które nadawałyby się jeszcze raz do użycia. Wiele razy się zastanawiałam, dlaczego ktoś to wyrzucił, przecież to jest dobre…

Ubrania?
Tak, dużo ubrań. Poza tym na przykład do połowy pełne perfumy. Nie sądziłam, że ludzie pozbywają się takich rzeczy. Moi studenci żartowali sobie, że to pewnie pozostałości po jakichś kłótniach małżeńskich, przy których facet wyrzuca na śmietnik rzeczy kobiety. (śmiech) Było też dużo opakowań po dobrych i drogich alkoholach. Przy takich odpadkach możemy określić nie tylko obiektywnie co i w jakich ilościach zużywamy, ale dowiadujemy się też o jakości naszego życia, na przykład o tym, jak często mamy dobry nastrój - „mówią” to opakowania po czekoladzie, bilety do kina, do teatru… Śmieję się czasem, że to są właśnie „odpady poprawiające nam humor”.

Stać nas na to, żeby marnować rzeczy - czyli nie jest aż tak źle?
To jest właśnie pewien paradoks. Bo wiemy też, że nasze województwo nie jest w czołówce, jeśli chodzi o wszystkie wskaźniki jakości życia. Kiedy zaczynałam badania, to Kujawsko-Pomorskie było trochę poniżej średniej krajowej, a w ostatnich latach, niestety, zaczyna zamykać peleton, zamiast zbliżać się do tej średniej. Ma na to wpływ wysoka stopa bezrobocia i na przykład to, że wiele młodych osób przenosi się do innych miast, bo mają tam większe szanse na lepszą pracę. Nasz region jest jednym z najgorzej opłacanych. Z drugiej strony, jeszcze większym paradoksem jest to, że mimo takich obiektywnych wskazań, mieszkańcy Bydgoszczy, Torunia czy na przykład osoby z Olsztyna, mogą być bardziej szczęśliwi niż warszawiacy.

Skąd to wiadomo?
Dwa lata temu robiłam badania, wraz z zespołem, w ramach grantu własnego dla Narodowego Centrum Nauki w trzech województwach kujawsko-pomorskim, mazowieckim i warmińsko-mazurskim. Sprawdzałam obiektywne wskaźniki, takie jak posiadanie samochodu, komputerów, pralki, lodówki itp. My i w tym ujęci pozostajemy w okolicach średniej krajowej, Mazowieckie było najwyżej, a Warmińsko-Mazurskie wypadło najgorzej. Kiedy jednak porównałam wskaźniki subiektywne, czyli odczucia i opinie ludzi, to okazało się, że Warmińsko-Mazurskie z dołu listy trafiło na szczyt. Wydawałoby się to wręcz niemożliwe, ale mieszkańcy tego województwa, żyjąc w obiektywnie najgorszych warunkach, czuli się najlepiej.

Jak to możliwe?
Twierdzili, że mają spokój, dużo zieleni, czyste powietrze. Ludzie z Mazowieckiego narzekali, na tłok w autobusach, w metrze, na brak czasu, na tzw. wyścig szczurów. Nie czuli tej jakości życia, mimo że obiektywnie była bardzo wysoka. Potwierdzają to też inne badania wśród klasy wyższej, czyli tych osób zarabiających naprawdę dużo. Ci ludzie nie czują się szczęśliwi, bo nie mają czasu, muszą poświęcać się pracy dla utrzymania tego statusu, swoich kontaktów, brakuje im innych istotnych emocjonalnie rzeczy. Może to brzmi jak banał, ale ma to potwierdzenie w badaniach naukowych. Oczywiście nie jest tak, że im ktoś jest biedniejszy, tym bardziej szczęśliwy. Krzywa równowagi życia - tego, ile posiadamy i tego jak żyjemy - najpierw faktycznie rośnie dzięki dobrom materialnym, ale na pewnym etapie już nawet nie tyle się zatrzymuje, co wręcz spada.

Da się określić ten moment, kiedy pieniądze przestają dawać nam szczęście, a zaczynają je wręcz odbierać?
Wielu naukowców pracuje nad tym, żeby określić ten punkt. Amerykanie już to odkryli, ale w odniesieniu do ich warunków życia. W Polsce próbujemy, nie wiemy, czy to się uda.

Czy pod względem ekonomicznym, kobietom w Kujawsko-Pomorskiem żyje się gorzej niż mężczyznom?
Trudno powiedzieć, bo bardzo rzadko bada się takie rzeczy regionalnie z podziałem na płeć. Można sprawdzić to na przykładzie poziomu bezrobocia i tutaj większość będą stanowić mężczyźni. Ale z kolei wśród wszystkich niepracujących osób, nie tylko tych rejestrujących się w urzędzie, będzie już więcej kobiet - szczególnie tych, które z różnych powodów zostają w domu. To może być zarówno ich świadoma decyzja, jak i wybór mniejszego zła w sytuacji, gdy ktoś w tym domu z dzieckiem musi zostać. I tym samym wchodzimy w temat dysproporcji w zarobkach…

Nadal istnieje?
Istnieje. Ten temat był często poruszany kilka lat temu, bo wtedy dysproporcje wynagrodzeń dla kobiet i mężczyzn na tych samych stanowiskach były duże. Teraz różnice się zmniejszyły, nie są aż tak widoczne, ale występują. Szczególnie jeśli chodzi o szczeble kierownicze - im wyższe stanowisko, tym gorzej pod tym względem. Kobieta kierownik może zarabiać dużo mniej niż mężczyzna kierownik. I ta różnica będzie też dużo większa niż ewentualna dysproporcja między kasjerem a kasjerką. Aczkolwiek ostatnio znalazłam badania, które przeprowadzono w 1999 roku i powtórzono w 2014. Wykazano w nich, że kobiety nie widzą już wokół siebie takich nierówności, jak te kilkanaście lat temu. Czyli być może wszystko idzie w dobrym kierunku.

Zaczęłyśmy bardziej walczyć o swoje?
Znam wiele takich kobiet, które potrafią o swoje warunki zawalczyć w pracy i nie mają z tym żadnego problemu. Ale w moim odczuciu czasem nadal jeszcze za nisko wyceniamy swoją pracę i za słabo w siebie wierzymy. Być może też kobiety nie naciskają, bo tak rozumieją poczucie odpowiedzialności - nie rzucą pod wpływem impulsu pracy, nie zaszantażują zwolnieniem się, bo jeśli posiadają rodzinę, to czują, że nie mogą postawić wszystkiego na jedną kartę. Z kolei gdy są same, to wiedzą, że nikt nie będzie ich utrzymał. Chociaż mówi się przecież o nas, że jesteśmy bardziej emocjonalne.

Ekonomia to jedno, co z innymi aspektami - czy nasze województwo jest ogólnie przyjazne kobietom?
Trzeba by dookreślić, co to znaczy przyjazne. Byłam kiedyś na takim spotkaniu, gdzie bardzo dużo młodych kobiet zgłaszało swoje postulaty na temat zmian w mieście. Podczas tej debaty okazało się, że na przykład Bydgoszcz nie jest za bardzo przyjazna matkom. Nadal w przestrzeni publicznej brakuje miejsc do swobodnego karmienia czy przewijania dzieci. Mamy też dużo barier komunikacyjnych. To kobiety najczęściej zawożą i odbierają dzieci z przedszkoli, a przystanki autobusowe, czy ogólnie dojazdy komunikacją miejską z takich placówek - jak się okazuje - nie są zsynchronizowane z pętlami w centrum miasta. Gdy mówimy o pracujących matkach, to taka podróż często oznacza dla nich codzienną poranną gonitwę z kilkoma przesiadkami…

I matka okazuje się tym gorszym pracownikiem, który się spóźnia do pracy.
Na przykład. Lub takim, który po prostu musi wstawać dużo wcześniej i nigdy nie będzie aż tak dyspozycyjny o pewnych godzinach. Z racji tego, że badam jakość życia ludzi w różnym wieku, wiem też, że dla kobiet starszych problemem jest brak toalet w mieście. To duża trudność, która zniechęca starsze osoby do wychodzenia z domu. Ludzie, których to nie dotyczy, rzadko na to patrzą z innej perspektywy niż swoja, więc tego typu bariery są pomijane w planach zmian, dyskusjach.

Badane osoby zgłaszają te opinie najczęściej podczas ankiet telefonicznych. Dzwonisz też do nich osobiście. Jak reagują, gdy pytasz je o prywatne sprawy i o to, jak im się żyje?
Gdyby ktoś zapytał je na przykład o ubezpieczenia, kredyty i tym podobne sprawy, to rzuciłyby słuchawką. Ale kiedy pada pytanie o to, jak im się żyje w naszym kraju czy regionie, to automatycznie pojawia się monolog i trudno jest im przerwać (śmiech). Każdy ma zdanie na ten temat i potem już łatwiej się rozmawia o innych rzeczach. Często wylewa się dużo żalu i też nie ma się co dziwić. Zdecydowanie bardziej rozmowni i otwarci są mieszkańcy wsi. Może zbyt rzadko ktoś ich o takie sprawy pyta?

dr inż. Małgorzata Gotowska

Doktor nauk ekonomicznych Katedry Organizacji i Zarządzania Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy; w zakresie naukowym zajmuje się poziomem i jakością życia ludzi w aspekcie zrównoważonego rozwoju i społecznie odpowiedzialnej konsumpcji; prywatnie interesuje się motoryzacją i filatelistyką. Jest pasjonatką kultury japońskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!