Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie unikam trudnych sytuacji

Z Elżbietą Kasprowicz*, dyrektor Kujawsko-Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia, rozmawia Lucyna Tataruch
Barbara Nawrocka, na zdjęciu Elżbieta Kasprowicz podczas Drzwi Otwartych w NFZ, dotyczących m.in. zasad udzielania pierwszej pomocy
W zetknięciu ze śmiertelną chorobą, moja bezsilność jest taka sama, jak u pacjentów i członków ich rodzin. Jesteśmy ludźmi i nie zmieniają tego żadne stanowiska. Jednak trzeba pokazywać, że rak to nie wyrok. Znam mnóstwo wyleczonych i szczęśliwych kobiet.

Kiedy ostatni raz badała Pani swoje piersi?
Mammografię robiłam w zeszłym roku, zgodnie z harmonogramem profilaktycznym. Każda kobieta po 50. roku życia raz na dwa lata dostaje zaproszenie na badanie piersi, finansowane przez NFZ i ja również z tego korzystam.

I to wystarczy?
Tak. A w przypadku profilaktyki raka szyjki macicy badanie wykonuje się raz na trzy lata. Te terminy wynikają z dynamiki rozwoju tych nowotworów. Jeśli w ciągu dwóch-trzech lat pojawią się jakieś niepokojące zmiany, to zdążymy je wykryć we wczesnym stadium i mamy szansę na wyleczenie. Ważne jest, by wszystkie kobiety badały się regularnie. Póki co, w naszym województwie robi to średnio 40 procent populacji, do której adresowany jest program.

Może nie wszystkie wierzą w tę profilaktykę. Parę lat temu w mediach przytaczano badania z Kanady, według których wykonywanie mammografii wpływa jedynie na stres u kobiet i większą liczbę błędnie postawionych diagnoz o nowotworach.
Moim zdaniem, lepiej postawić rozpoznanie fałszywie dodatnie niż fałszywie ujemne. Taka pacjentka, zamiast zniknąć z oczu lekarzy, trafia pod obserwację specjalistyczną i na tym etapie można już wykluczyć błąd. Podam pani dane, które też wpływają na wyobraźnię - od momentu, gdy NFZ zaczął finansować ten program, czyli od 2007 roku, w naszym regionie skorzystało z niego 444 tysięcy kobiet. 14 tysięcy zostało skierowanych do dalszej diagnostyki, u 3 tysięcy wykryto podejrzane zmiany, a u 730 złośliwe nowotwory. Nawet gdyby było ich sto, to i tak warto znaleźć się w tej grupie zbadanych.

Wykrycie to jedno, ale nadal w Polsce bardzo dużo osób umiera po diagnozie brzmiącej „nowotwór”.
Niestety tak, w naszym województwie ten wskaźnik też jest wysoki. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że nowotwory są zbyt późno rozpoznawane. Założeniem Narodowego Programu Zdrowia do 2015 roku było zmniejszenie liczby umieralności i efekty już widać, szczególnie przy raku piersi czy szyjki macicy. Jest to wynik leczenia na światowym poziomie i właśnie profilaktyki. Chociaż oczekuje się, żeby wzorem innych państw, jeszcze większy odsetek kobiet korzystał z badań profilaktycznych.

Przytoczę więc kilka wypowiedzi pań, z którymi rozmawiałam na temat badań piersi. Pierwsza dotyczy kryterium wieku - zaproszenie na mammografię dostają kobiety od 50. do 69. roku życia. Przez to młodsze czują, że to jeszcze nie ich problem, a starsze pytają wprost: „Co z nami, czy nas już się nie opłaca leczyć, mamy umierać?”.
Myślę, że brakuje jeszcze takiego przekazu informacyjnego, który tłumaczyłby tę sytuację. Kobiety od 50. do 69. roku życia to największa grupa ryzyka, dlatego do nich skierowany jest program. Ale nie oznacza to wcale, że młodsze i starsze panie nie mogą takich badań wykonać. Jedyna różnica to konieczność skierowania, np. od ginekologa. Jeśli mają jakiekolwiek wątpliwości czy wyczują coś w piersi podczas badania w domu, to powinny iść po skierowanie na mammografię. Wiele rodzin jest również obciążonych genetycznie i to też jest wskazaniem do badania, ale trzeba o tym powiedzieć lekarzowi.

Panie spoza miasta mówią: „Skorzystanie z badań profilaktycznych to kłopot”. Trzeba jechać, poświęcić czas. Rozwiązaniem wydają się mammobusy, ale wiele kobiet słyszało, że sprzęty w takich busach nie są najlepsze…
Ta sprawa rzeczywiście była poruszana jakiś czas temu. Przez kraj przetoczyła się fala kontroli i wszystkie mammografy, które nie spełniały wymogów, zostały wycofane. Panie nie muszą się obawiać, że takie badanie jest gorszej jakości niż to wykonane w szpitalu. Aparaty do mammografii są regularnie sprawdzane pod kątem określonych norm.

Usłyszałam też: „Nic mnie nie boli, więc nie będę wywoływać wilka z lasu”…
I to faktycznie jest duży problem. Boimy się. Niektóre kobiety nawet czują, że dzieje się coś niedobrego, ale nic z tym nie robią. Jakiś czas temu była u nas pani, która miała wujka chorego na raka i sama też widziała u siebie niepokojące zmiany, ale wolała nie wiedzieć, co to jest. Pamiętam też jeszcze z czasów studenckich pacjentkę z widocznym już gołym okiem rakiem piersi. Zgłosiła się w takim stanie i powiedziała, że wcześniej nie miała czasu. Niektóre z nas wypierają ten problem, ale niestety on nie zniknie. Nowotwór ma swoja dynamikę wzrostu i czas działa na niekorzyść naszego zdrowia.

Paradoksalnie, zwykle to właśnie kobiety dbają o to, by ich bliscy byli zdrowi, by dzieci i mąż się badali. Jak to wygląda u Pani w rodzinie?
Faktycznie, to ja dbam o męża i innych członków rodziny, przypominam, namawiam i wręcz umawiam na badania, nie tylko te profilaktyczne. Oczywiście nie wszystko da się zawsze przewidzieć, sprawdzić… Sama się o tym przekonałam, gdy moja mama zachorowała na raka trzustki. To był bardzo trudny czas. Miałam wrażenie, że całe moje życie kręci się wokół tej sprawy. Ktoś mi wtedy uświadomił, że w takiej sytuacji choruje i cierpi cała rodzina. Ale nie można się poddawać. Po pierwszym informacyjnym ciosie trzeba się pozbierać i myśleć konstruktywnie, zorganizować swoje życie.

Nawet gdy - w zetknięciu ze śmiertelną chorobą - Pani, jako osoba bezpośrednio związana z opieką medyczną, nie może pomóc…?
Oczywiście pojawiła się wtedy ogromna bezsilność. Ale myślę, że była ona taka sama, jak u innych pacjentów i członków rodzin. Jesteśmy ludźmi i tego nie zmieniają żadne stanowiska. Jednak trzeba pokazywać jak najczęściej, że rak to nie wyrok. Znam kobiety, które miały raka narządów rodnych, piersi i po wszystkich etapach leczenia teraz cieszą się dobrym zdrowiem. Doszły do siebie, mogą obserwować, jak ich rodzina rozkwita, pracują, cenią swoje życie jeszcze bardziej.

Które z kampanii lub działań na rzecz profilaktyki zdrowotnej ocenia Pani najlepiej?
Cenne są wszystkie, każda wnosi inną wartość. Według mnie bardzo dobrym elementem takich kampanii są dzieci. Ostatnio widziałam to w naszej firmie na drzwiach otwartych, dotyczących m.in. zasad udzielania pierwszej pomocy. Brała w nich też udział moja ośmioletnia wnuczka. Teraz sama potrafi już wykorzystać tę wiedzę, opowiada o tym innym. Dzieci bardzo chłoną wszelkie informacje dotyczące zdrowia, martwią się o swoich bliskich. Później przychodzą do domu i mówią do rodziców: „Mamo, tato, idźcie do lekarza, zróbcie sobie badania, dbajcie o siebie”. To naprawdę działa na dorosłych.

Jest Pani specjalistą pediatrii, dawniej była Pani czynnym lekarzem. Nie brakuje Pani tego kontaktu z małymi pacjentami?
O dziwo, nie. Chociaż gdy zmieniałam pracę 14 lat temu, po tym jak zamknięto mój oddział dziecięcy, to słyszałam wiele ciepłych słów od kolegów lekarzy i pacjentów - że to jednak szkoda, że odchodzę, nie wyobrażali sobie mnie w pracy o takim charakterze. Wtedy jeszcze zamiast NFZ były kasy chorych. Moja mama pytała mnie: Elżunia, co ty będziesz w tej „kasie” robiła, będziesz tam badała pacjentów? (śmiech). Nie rozumiała tego. Szczerze mówiąc, ja też nie wiedziałam, na czym ta nowa praca będzie polegała. Okazało się, że to jest takie typowo urzędnicze zajęcie… Ale w dziale, do którego trafiłam, mogłam cały czas spotykać się z lekarzami, konsultantami, również z pacjentami. Najdłużej zajmowałam się programami terapeutycznymi, lekowymi i chemioterapią. To są trudne, ale ciekawe zagadnienia.

Narodowy Fundusz Zdrowia to raczej nie jest ulubiona instytucja Polaków…
Rzeczywiście opinia publiczna nas nie lubi. Jesteśmy płatnikiem świadczeń zdrowotnych i czasami przypisuje się nam zbyt dużą rolę. Dysponujemy środkami finansowymi, które pochodzą ze składek na ubezpieczenie zdrowotne. Zarządzamy pieniędzmi analogicznie jak rodzina, która ma określone dochody i może pozwolić sobie na wydatki z nich wynikające - ale w skali makro. Doskonale zdajemy sobie sprawę, gdzie są największe potrzeby i najdłuższe kolejki do lekarzy.

Odległe terminy wizyt w poradniach specjalistycznych spędzają sen z powiek wszystkim.
Tak, głównie w opiece ambulatoryjnej, okulistyce, neurologii, dermatologii, kardiologii… Znajdzie to odzwierciedlenie w planie finansowym na przyszły rok. I to dość pokaźnie w stosunku do poprzednich lat. W tym roku kończymy też aneksowanie umów w opiece ambulatoryjnej na ok. 5 milionów złotych, w dalszym na kolejne 3 miliony, które przeznaczymy na świadczenia dla dzieci, tomografię komputerową i rezonans magnetyczny. Wydaje się, że to dużo pieniędzy, ale nadal niedostatecznie, patrząc na to, jakie są jeszcze potrzeby. Problemem jest też ilość łóżek szpitalnych w naszym regionie…

Jest ich za mało?
Za dużo. A raczej niekorzystna jest struktura świadczeń - prawie połowa całego finansowania obejmuje leczenie szpitalne. Pożądany kierunek zmian wymaga wykonywania większej liczby świadczeń w warunkach ambulatoryjnych. Będziemy wysyłać takie sygnały do dyrektorów placówek. Wiemy, że można to zrobić. Reszta to kwestia chęci i organizacji.

Poza kolejkami, pacjenci narzekają też na jakość usług.
Musimy jednak podkreślić, że opinii publicznej często umyka fakt, że NFZ nie odpowiada za wszystkie warunki udzielania świadczeń. Przed złożeniem oferty do funduszu, świadczeniodawcy muszą posiadać opinię sanepidu, natomiast dyrektor placówki decyduje o sposobie realizacji udzielania świadczeń. My sprawdzamy jedynie, czy są spełnione warunki, wynikające z rozporządzeń, czyli czy jest odpowiednia aparatura, personel itp.

Pani często spotyka się bezpośrednio z gniewem i niezadowoleniem pacjentów?
Tak, do mnie te emocje również docierają. Czasami trudno się dziwić pacjentom. Z uwagi na potrzeby, które są większe niż możliwości finansowania, została stworzona instytucja kolejki oczekujących na świadczenia. I trzeba to powiedzieć - pojawiają się przy tym również nieprawidłowości organizacyjne. Zauważamy zwiększoną liczbę skarg, część z nich dotyczy też leczenia sanatoryjnego. Każdą skargę rozpatrujemy wnikliwie.

Ma Pani za sobą wprowadzenie pakietu onkologicznego, negocjacje i podpisanie aneksów do umów z POZ. To chyba nie był łatwy rok na stanowisku dyrektora oddziału NFZ?
Był bardzo intensywny. Jeśli chodzi o porozumienia z POZ, to byliśmy jednym z trzech oddziałów, którym udało się tę sprawę zakończyć w ubiegłym roku, a dokładnie 31 grudnia. Ten sukces jest wynikiem wypracowanych przez lata bezpośrednich kontaktów, licznych spotkań i rozmów ze świadczeniodawcami. Przy okazji muszę wspomnieć, że mam przy sobie naprawdę bardzo dobrą kadrę. To rzetelni, ogromnie doświadczeni i zaangażowani pracownicy.

Pewnie wie Pani, że wszyscy, którzy brali udział w tych negocjacjach, twierdzili później, że ich wynik to efekt tego, że nie zarządza Pani zza zamkniętych drzwi?
Ojej, bardzo mi miło to usłyszeć. Na pewno staram się być otwarta, spotykam się nieustannie ze wszystkimi dyrektorami placówek, konsultantami wojewódzkimi, reprezentantami izb lekarskich i pielęgniarskich, przedstawicielami samorządów różnych szczebli. Niedawno np. miałam spotkanie z konsultantem do spraw opieki długoterminowej, ustaliliśmy, że będziemy wspólnie spotykać się ze środowiskiem, omawiać obustronne problemy. Bieżących spraw jest bardzo dużo i nie wszystkie udaje się rozwiązać tak szybko, jak sobie bym tego życzyła. Ale jestem raczej energiczną kobietą, która ciągle podejmuje nowe wyzwania, nie unikam trudnych sytuacji. Zawsze patrzę do przodu, na to, co jeszcze można zrobić.

Zaczęłyśmy od profilaktyki… Czy możemy na koniec powiedzieć, że jest ona korzystna dla wszystkich - i dla pacjentów, i dla NFZ?
Oczywiście. Profilaktyka ratuje życie, wpływa na funkcjonowanie całych rodzin, a dla Narodowego Funduszu Zdrowia - i to też możemy przyznać wprost - jest tańsza, niż długoterminowe terapie w zamian. Pieniądze na badania profilaktyczne są. Warto z tych programów korzystać. Namawiam gorąco, bądźmy jak najdłużej zdrowe dla siebie i swoich rodzin.

Elżbieta Kasprowicz

Absolwentka Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Gdańsku, specjalista z pediatrii, w 1997 roku uzyskała tytuł doktora nauk medycznych, z Kujawsko-Pomorską Kasą Chorych, a następnie z KP OW NFZ związana od 2001 roku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!