Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pasażerka na gapę

Janusz Milanowski
Kobieta mówiąca, że nie chce mieć dzieci, nie jest dobrze postrzegana. Ma coś wynaturzonego…

Obraz „Macierzyństwo” Stanisława Wyspiańskiego, obok „Bitwy pod Grunwaldem” Matejki, to jeden z najbardziej narodowych obrazów. Dzieło „czwartego wieszcza” opisuje się wyłącznie tymi i podobnymi słowy: „Ten piękny pastel z 1905 roku
to pełna czułego uniesienia pochwała rodzicielskiej i rodzinnej miłości. Namalowany
przez wielkiego malarza, poetę i dramaturga zbiorowy portret z natury przedstawia żonę Stanisława Wyspiańskiego, Teofilę, karmiącą piersią synka Stasia, w towarzystwie ujętej dwukrotnie - z przodu i z profilu - córki Helenki. Znamienne, że w pełni realistyczny obraz nabiera symbolicznej wymowy - jest świeckim i bardzo dekoracyjnym nawiązaniem do znanych religijnych przedstawień Madonny z Dzieciątkiem. Dzięki temu temat ludzkiego macierzyństwa zyskuje tu najwyższą
z możliwych rangę” (www.edu.tvp.pl).

MONIKA…

- Okropne… - stwierdziła Monika, gdy pokazałem jej reprodukcję pastelu. - Wśród wielu moich społecznych przewinień jest niechęć do rozmnażania się.
- Dlaczego?
- Po prostu nigdy nie czułam instynktu macierzyńskiego. I tyle. Nie żywię awersji do dzieci, lubię pociechy znajomych, zapewne ich wychowywanie jest niezwykłym przeżyciem, ale nie dla mnie.

Monika („bez nazwiska, proszę”) ma 35 lat, doktorat z trudnej do zapamiętania dziedziny ekonomii. Pracodawca: instytucja finansowa. Atrakcyjna, rozwiedziona. Lubi
mężczyzn, „ale nie idiotów”. Pragnie ponownie wyjść za mąż. - Nie chcę zestarzeć się
niekochana - oznajmia spokojnie. - Ale też nie chcę mieć dzieci.

Gdzieś tak na trzecim roku studiów, zauważyła, że gros jej koleżanek myśli o zamążpójściu i dziecku. Wiele z nich owe myśli przekuło w czyn. - Wyglądało to jak kompulsywne zakupy - wspomina Monika. - Żadna miłość, tylko kulturowy harmonogram życia: teraz studia, teraz mąż i dziecko.

Jej harmonogram był inny, indywidualistyczny: rozwijać się i żyć. Nie zastanawiała
się dlaczego nie chce mieć dzieci. Robiło jej się niedobrze, gdy matka powtarzała, że studia trzeba skończyć z dwoma dyplomami. Ten drugi zdobywa się w Urzędzie Stanu
Cywilnego.

WYNATURZONA, ZŁA PASAŻERKA

- Decyzje o posiadaniu dziecka wcale nie są świadome, zresztą o nieposiadaniu tak
samo - mówi dr hab. Ewa Bińczyk, socjolożka i filozofka z Instytutu Filozofii UMK, powołując się na książkę Elisabeth Badinter „Konflikt. Kobieta i matka”. - Rzadko ktoś zastanawia się, dokąd zmierza jego życie, ile chce mieć dzieci. Innymi słowy, ludziom często życie „się przydarza”. Nie każdy jest tak autorefleksyjny, by nim kierować w tym aspekcie. Nastawienie kobiet, które nie odczuwają potrzeby zostania matką, jest jak najbardziej zrozumiałe dla dr Bińczyk.

- Na ile jest to temat tabu w naszym polskim świecie? - zastanawia się Monika. - Trudno mi powiedzieć, ale w moim prywatnym światku na pewno tak. Ponieważ kobieta mówiąca, że nie chce mieć dzieci, nie jest dobrze postrzegana. Ma coś wynaturzonego…. Tak, to jest chyba dobre określenie.
- Kobiety, które nie chcą mieć potomstwa, nie tyle są stygmatyzowane, co muszą się
z tego tłumaczyć - komentuje dr Bińczyk.
- Gdy ktoś ma dzieci, to nie musi wyjaśniać, np. dlaczego ma je akurat teraz, gdy nie skończył studiów, czy nie ma pracy, bo to jest naturalne. Natomiast kobiety bez dzieci w świecie społecznym postrzegane są jak pasażerki na gapę.

MOŻE TY JESTEŚ „LEWA”

Monika odczuwa to podobnie. W jej świecie nikt wprost nie daje jej do zrozumienia, że coś z nią jest nie tak. Jedynie, gdy odwiedzi rodzinę na wsi, to słyszy żartobliwe aluzje. - Zauważyłam, że dzięki telenowelom ludzie się wyedukowali - opowiada. - Na weselu jeden pijany wujek ośmielił się i powiedział tak: słuchaj, to jak ty nie tego z chłopami, no bo w końcu nie masz dzieciaka, to może ty jesteś „lewa”. Że jaka jestem? No ta, „libijka”.

JEJ DIDASKALIA…

W świecie Moniki, pełnym dobrze zarabiających i wykształconych znajomych, jej bezdzietność wytykana jest w pewnych didaskaliach - jak to określa. Na przykład. Znajome małżeństwo zaprosiło ją na kolację. Monika z wrodzonym sobie taktem przebrnęła przez problemy kredytowe, wychowawcze, stłuczkę samochodu, zakup nowej zmywarki… Ucieszyła się, że mała Ewcia zrobiła postępy w grze na skrzypcach, więc wysłuchała krótkiego koncertu i zaklaskała. Nagle uzmysłowiła sobie, że jest jej przykro, bo w ciągu paru godzin, nikt jej nie zapytał, czy nadal jest na diecie po niedawnym usunięciu wyrostka, jak to było, gdy w nocy dopadł ją straszny ból, komórkę miała rozładowaną, ładowarkę szlag gdzieś trafił i doczołgała się pod drzwi sąsiadów, którzy wezwali karetkę. - Pieprzyć to, pomyślałam sobie i postanowiłam zmyć się po angielsku - opowiada. - Kochani, niestety muszę coś jeszcze zrobić i dlatego żegnam was swoim najpiękniejszym uśmiechem. I wtedy moja mądra koleżanka otworzyła ze zdumienia usta i jęknęła: a co ty możesz mieć do roboty? No nic…, faktycznie nic, poza swoim… życiem. I to są właśnie te didaskalia.

PRESJA IDEAŁU

W Polsce ok. 9 proc. par nie chce mieć potomstwa; bez uzasadnienia, nie chce i tyle. I nie chodzi tu o względy biologiczne. W zachodniej Europie takich par jest ok. 10-11 proc. Elisabeth Badinter we wspomnianej książce stawia tezę, że ci, którzy nie decydują się na dziecko, myślą o nim przez pryzmat odpowiedzialności. Paradoksalnie, ci, którzy chcą mieć dzieci, myślą o nich w kategoriach zabawy, przyjemności wynikającej z tego, co dziecko może wnieść dobrego do ich życia. Pierwsi stawiają duży nacisk na wolność osobistą. Badinter porównuje Polskę z Francją, gdzie dzietność jest większa. - Według niej, problemem takiego społeczeństwa jak Polska jest ideał Matki Polki, poświęcającej się, od której wiele się wymaga, a która nie ma wsparcia: nie podrzuci dziecka opiekunce, musi przez trzy lata rezygnować z pracy i z wielu rzeczy musi rezygnować - mówi dr Bińczyk. - We Francji te wymagania są mniejsze. Macierzyństwo nie jest tam kojarzone z tak dużą odpowiedzialnością. Według statystyk, 80 proc. Polaków uważa, że kobieta powinna przebywać w domu z dzieckiem do trzeciego roku życia.
Koszty ekonomiczne i społeczne w ogóle nie są tu brane pod uwagę.

MIT INSTYNKTU

Czy macierzyństwo w naszym kraju jest kulturowo przereklamowane? Gdzie jest granica między genetyczno-biologiczną potrzebą posiadania potomstwa a kulturowym nakazem? Czy, jeśli kobieta mówi, że nie chce mieć dzieci, to znaczy, że owego instynktu macierzyńskiego w sobie nie ma? - Trudno
jednoznacznie wskazać, gdzie się zaczyna motywacja biologiczno-genetyczna, a gdzie występuje motywacja kulturowa - zastanawia się dr Bińczyk. - Jako socjolożka i filozofka uważam, że kultura odgrywa ogromną rolę, jednak nie ignorowałabym biologii. W mojej ocenie nieodczuwanie instynktu macierzyńskiego to coś naturalnego, a nie patologia.

Dr Bińczyk powołuje się na badania, wykazujące, że mamy do czynienia z problemem mitologizowania owego instynktu. Otóż od kobiet oczekuje się, że po porodzie będą zachwycone, silne, że będą w stanie poradzić sobie ze wszystkim. Tymczasem nie zawsze tak jest. Kobiety po urodzeniu często są zagubione, a nie zachwycone, nie wiedzą, jak sobie poradzić z dzieckiem i potrzebują wsparcia.
- Istnieje więc takie mityczne przekonanie: szczęśliwej matki tylko z powodów biologicznych,
jakby feromony i oksytocyna miały wszystko zapewnić. To jest chyba duże uproszczenie - twierdzi filozofka.

- Pewna moja koleżanka, gdy urodziła dziecko, nie była w stanie nic zrobić. Leżała jak zombi i od pielęgniarki usłyszała: „dziewczyno, co z ciebie będzie za matka” - opowiada Monika i zaraz podkreśla. - Ale ja nie pielęgnuję w sobie takich opowieści jako argumentu na wzmocnienie swojego dotychczasowego wyboru. Zastrzega też, że owym wyborem nie kierują względy estetyczne: stracę figurę, przestanę być piękna. Była jednak i o to posądzana. Ale nawet, gdyby przesłanki jej decyzji były czysto powierzchowne, to i tak nie jest to czyjś interes - co stwierdza z naciskiem. - Zapewne wiele koleżanek wysłałoby mnie na terapię, by naprostować moje skrzywione odczuwanie, bym mogła harmonijnie w zgodzie ze stadem iść głównym traktem - mówi już spokojnie. - Tylko że ja nie mam
żadnego problemu z tym, że nie chcę mieć dzieci. I jestem z tym w pełnej zgodzie. Monika uważa, że w ciągu wieków nic nie definiowało kobiecości bardziej niż płodność. I nadal tak jest.
- Przestarzałe - stwierdzam.
- To powiedz swojej dziewczynie, żeby przestała używać czerwonej szminki - mówi z ironią. - Wydaje mi się, że negatywne postrzeganie kobiet, które dzieciom mówią „nie”, przez inne kobiety jest w jakiś sposób naturalne. Bo przecież ciągle widzimy siebie poprzez pryzmat seksualnej atrakcyjności, czyli prokreacyjnej przydatności. Obojętnie, ile fakultetów mamy i na jak wysokie stanowiska zajdziemy. Z kobietą, która nie chce świadomie mieć dzieci, musi zatem być coś nie tak. Zauważ, że ta stygmatyzacja nie dotyczy mężczyzn. Łatwiej wybacza się facetom brak odpowiedniego zainteresowania własnym potomstwem, niż bezdzietnej kobiecie brak zachwytu nad bobasem koleżanki.

PRZEDSIONEK DLA BEZDZIETNYCH

Kolejne didaskalia. Monika nie chce zachwycać się czymkolwiek dla konwencji. Wydaje jej się, że coraz więcej koleżanek z dziećmi omija ją szerokim łukiem. Gdy w pracy wchodzi do palarni, koleżanki natychmiast przy niej przestają rozmawiać o swoich pociechach.

Monika widzi to tak. - Każda matka uważa, że stoi w kręgu życiowej mądrości - stwierdza
kategorycznym tonem. - Bezdzietne skazane są na przedsionek. Te same koleżanki, które biegną do mnie w trudnych momentach po radę, dają mi jednocześnie sygnały, że jednak sporo o życiu nie wiem. Kobiety-matki często uważają, że dzięki rodzicielstwu dostąpiły głębszej życiowej mądrości. Uważają
się za dojrzalsze, bardziej odpowiedzialne i dają mi to odczuć. Ale, do cholery, dlaczego do mnie lecą płakać, gdy wzorowy tatuś ich dziecka pójdzie do burdelu, albo zapije?

JAZDA BEZ TRZYMANKI

- Badania pokazują, że ludzie, którzy nie decydują się na rodzicielstwo, robią to z powodu
przerostu myślenia w kategoriach obowiązku - komentuje dr Ewa. - Nie widzą w tym radości, zbyt kontrolują swoje życie, by zdecydować się na jazdę bez trzymanki i zrobić sobie dzieciaka.

Inną przyczyną bywa wysokie wartościowanie wolności, albo koncentracja na zadowoleniu ze swojego związku. To ostatnie daje im takie spełnienie, że nie chcą powiększać rodziny. W ten sposób wypowiedziało się 80 proc. badanych.

Monika nie daje się zaszufladkować i na pytanie, czy jest feministką, odpowiada automatycznie, jakby to miała przemyślane. - Nie wiem, czy nią jestem, czy nie. Zbyt wiele jest pseudointelektualnych kretynek w tej materii. Ale bywam społecznym konformistą. Więc na pytanie o dzieci odpowiadam gładko „to jeszcze nie jest odpowiedni moment” - kończy z uśmiechem.
- A kiedy będzie „odpowiedni moment”?
- Równie dobrze możesz zapytać mnie, kiedy umrę…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!