Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przemoc w złotej klatce - rozmowa z Danutą Gadziomską

rozmawia Paulina Błaszkiewicz
Kobiety, które do mnie przychodzą, twierdzą, że są złymi żonami. Jednej z nich mąż wybił jedynkę na ich weselu, bo tańczyła z kimś, kto mu nie odpowiadał. „Mogłam tego nie robić", stwierdziła - mówi Danuta Gadziomska, specjalistka w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie

Jakiś czas temu oglądałam serial „Wielkie kłamstewka”. Jedna z głównych bohaterek doświadcza przemocy w związku i nikt poza jej terapeutką o tym nie wie, nawet bliskie przyjaciółki. To kobieta z tzw. wyższych sfer, a tam przemoc chyba rzadziej występuje?
Powiedziałabym, że ona jest właśnie tam. Przemoc w wyższych sferach funkcjonuje, tylko system zaprzeczeń zmusza ludzi do tego, by ją ukrywać albo się do niej dostosować. Mamy więc wrażenie, że to zjawisko tam nie istnieje. Natomiast spodziewamy się go w sferach, gdzie jest ubóstwo, niski status wykształcenia czy rodziny zrekonstruowane - to takie proste przełożenie.

Pani obserwacje z gabinetu to potwierdzają?
Większość moich klientów to osoby, z którymi przemoc domowa się nie kojarzy. Dla mnie występowanie takich problemów u ludzi w dobrej sytuacji ekonomicznej nie jest niczym nowym. Kobiety żyją tam w złotych klatkach. To przemoc na tak zwanych wysokich obcasach i ona była zawsze, tylko nie zawsze wypadało o niej mówić, nie znaliśmy też definicji. Opisywano to raczej jako niezaradność albo wewnętrzne konflikty. Przemoc to wykorzystanie przewagi sił, naruszanie prawa i dobra drugiej osoby, powodowanie bólu, cierpienia i szkody. To władza i kontrola. Każda jej forma jest okrutna i poniżająca. W wielu rodzinach jest to tabu; w takich, gdzie liczy się wizerunek i prestiż, tym bardziej.

A jak to się zaczyna?
Będąc w związku najpierw dostosowujemy się do partnera czy męża, w imię miłości. Bo „miłość to kompromis”. To działa w bardzo miękki sposób, nie widzi się tego Dopiero po jakimś czasie okazuje się, że jedna strona coś daje, ale nic do niej nie wraca. Kobieta zaczyna się zastanawiać, co się dzieje w tej relacji. Natomiast mężczyzna zdążył się już przyzwyczaić, że to jemu hołdy są składane. Gdy ona zaczyna pytać: „Dlaczego?”, jej rola zwykle została już wyznaczona. Dotyczy to wszystkich rodzajów przemocy: fizycznej, psychicznej, seksualnej i ekonomicznej. Z czasem sprawca pozyskuje wiedzę na wrażliwe tematy od przyszłej ofiary. Jest np. czuły, cierpliwy i przede wszystkim słucha. Będzie więc wiedział o tym, co sprawia jej cierpienie, jak radziła sobie w poprzednich związkach, jakie są jej tajemnice. Ona w tym czasie jest pewna, że znalazła oparcie, on natomiast pozyskał swoistą mapę jej wrażliwych punktów. Atak jest celny, ściśle związany z wrażliwością drugiej osoby. Ofiara uwikłana w manipulacje wpada w poczucie winy…

Karolina Piasecka powiedziała, że po raz pierwszy doświadczyła przemocy, gdy była w ciąży. Mąż nie chciał jej wpuścić do łazienki. Kiedy ją uderzył, wytłumaczyła sobie, że może faktycznie za bardzo na niego nakrzyczała.
Kobieta bierze na siebie odpowiedzialność, choć tak naprawdę nie wie do końca, za co. Niektóre moje klientki - nawet te bardzo dojrzałe, szukające pomocy po 40 latach życia w związkach przemocowych - na pytanie, jak wyglądał ten pierwszy raz, też odpowiadają, że to one zawiniły. Trudno im opisać te zdarzenia jako naruszenie ich praw. Przychodząc do mnie mówią, że chciałyby poprawić sytuację w małżeństwie. Twierdzą, że są złymi żonami. Znam kobietę, której mąż wybił jedynkę na ich weselu. Powiedziała mi, że tańczyła z kimś, kto mu nie odpowiadał. „Mogłam tego nie robić” - stwierdziła.

Pani mówi o tych kobietach „klientki”?
Nie chcę przydawać im syndromu choroby. Ja nie wypiszę recepty na to, jak żyć z partnerem czy mężem. Moim zadaniem jest pokazanie kobiecie potencjału, który w sobie ma. Zwróćmy uwagę na to, co mówią sprawcy: „Do niczego się nie nadajesz, wszystko mi zawdzięczasz, zabiorę ci dzieci”. Trzeba to przełamać. Pracujemy nad odzyskaniem wiary w siebie i pokonaniem codziennego lęku.

Gdzie możemy szukać przyczyn tego wszystkiego?
W rodzinnych domach, bo to tam dostajemy sygnały ostrzegawcze. Rodzice i osoby najbliższe przekazują nam wartości, uczą oddzielania dobra od zła. Bywa tak, że w przemocowych domach matka nieświadomie manipuluje uczuciami dzieci. Mówi im, że nic się nie stało, gdy jest zapłakana i posiniaczona. Dziecko w takiej sytuacji przestaje sobie ufać. Było przekonane, że mama cierpi, a tu nagle okazuje się, że źle to rozpoznało. Tak się dzieje, gdy każemy mu mówić, że nic złego się nie wydarzyło, tłumaczymy, że zupa była za słona… Tymczasem nie ma żadnego powodu, dla którego przemoc ma prawo zaistnieć. Nie ma prawa. Terapeuta nigdy nie pyta kobiety, która doświadczyła przemocy: „Dlaczego to się stało?”. Ja zwykle pytam: „Co boli najbardziej?”.

I jaką słyszy Pani odpowiedź?
Najczęściej kobiety są zmęczone tą sytuacją. Tracą perspektywę. Pojawiają się u nich problemy psychosomatyczne - boli dusza i ciało. Mówią czasem, że nie mają siły żyć, a takiego stwierdzenia bagatelizować nie można.

Co takiego się dzieje, że w ogóle trafiają do Pani?
Impulsem do zmian bywa fakt, że dzieci już dorosły. Pamiętam klientkę w wieku emerytalnym, była schorowana. Z mężem przeżyła całe życie. On się nią opiekował z przerwami na picie, ataki agresji i obłęd zazdrości. Zarzucał jej niewierność nawet wtedy, gdy była już częściowo niesamodzielna. Pewnego dnia postanowiła, że chce żyć inaczej. Dopiero po latach zrozumiała, jaką krzywdę wyrządziła własnej córce nie przerywając tego, co działo się w domu. Ta córka myślała, że to przez nią ojciec uderza głową matki o kaloryfer - tak mi później powiedziała. Pomimo wykształcenia czuła się niekompetentna, nieważna i co najgorsze, zaprogramowana na poczucie winy. Na szczęście praca z tą rodziną przyniosła pozytywny efekt. Relacje pomiędzy jej członkami uległy poprawie i chcę wierzyć, że moja klientka czuje się już bezpieczna.

Kobietom, które nie znają przemocy z rodzinnych domów, jest łatwiej, gdy zetkną się z tym w związku?
Tak, takie kobiety są w stanie natychmiast ją zidentyfikować i najczęściej te związki przestają istnieć. Niski próg tolerancji na przemoc jest mechanizmem obronnym. Kiedyś przyszła też do mnie młoda kobieta, która była w ósmym miesiącu ciąży. Chciała się dowiedzieć, jak ma się rozwieść. Nic więcej. O żadnych mediacjach nie było mowy. Powiedziała: „On mnie uderzył, drugiego razu nie będzie. W moim domu tego nie było. Ja nie mogę być z człowiekiem, który teraz krzywdzi mnie, a potem skrzywdzi moje dziecko”.

A z czym kobiety mają największy problem w wychodzeniu z przemocowych związków?
Co sprawia, że wracają do oprawców? Bardzo często jest to rola żony i jej społeczny wymiar - czyli to, co jest im dobrze znane. Gdy związek się rozpada, to życie przewraca się do góry nogami. Zmiana wyzwala lęk. Lęk przed nieznanym, przed samą sobą. Pamiętajmy, że tym kobietom bardzo wiele odebrano - godność, poczucie własnej wartości, autorytet. Nie wiedzą, co może być po drugiej stronie. Pragnienie miłości bywa tak duże, że każdy przejaw dobrej woli ze strony męża uznają za powrót do wielkiego uczucia. Zwykle taki „powrót” oznacza eskalację dotychczasowych działań, ale zdarzają się „miesiące miodowe”. Mąż kupi kwiaty czy rajstopy. Pewna kobieta przyszła i powiedziała mi, że rezygnuje już z mojej pomocy, bo to wszystko jednak nie wyglądało tak, jak jej się wydawało. Wiedziałam, że w tej sytuacji jest jakieś drugie dno i miałam rację. Otóż, gdy się wyprowadziła od męża, to ten ubrał się w strój ślubny, kupił wiązankę, jak lata temu, ostrzygł się jak wtedy, gdy się w sobie zakochali. I klęczał przed jej pracą. Proszę sobie wyobrazić bardziej romantyczną scenę…

Podziałało?
Tak. Ona dostała to, o czym marzyła. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się ośmieszyć. Tylko miłością można to wytłumaczyć - tak myślała. Ich miesiąc miodowy trwał krótko - do następnego razu. Na szczęście wróciła, włożyła w siebie dużo pracy i dziś mogę być z niej dumna, choć bardziej ona z siebie. Ta kobieta jest jednym z wielu dowodów na to, że warto zadbać o swoje prawa. Natomiast trwanie w takiej traumie pozostawia po sobie ślad w postaci zespołu stresu pourazowego.

Proszę o tym opowiedzieć.
Mam taki przykład: jedna z moich klientek bardzo długo godziła się na przemoc i warunki stawiane jej przez męża. Ten, jak na żołnierza przystało, przykładał jej broń do głowy, poniżał w obecności gości, groził, że pójdzie do szkoły, w której pracowała, i powie, „jaka ona jest”. A ona cicho to znosiła, bo wstyd. Minęły lata, dzieci dorosły i wyprowadziły się. Pewnego dnia on zapragnął większych emocji i próbował ją udusić. Zdążyła uciec - tak, jak stała. Zamieszkała w ukryciu. Po latach wróciła do swojego domu. Mężczyzna poniósł odpowiedzialność karną, jednak ta kobieta wciąż się boi. Szuka ukojenia i nie znajduje go, rozpamiętuje każdy dzień i boi się każdej nocy.

Co się dzieje ze sprawcą przemocy, gdy jego związek z kobietą się rozpada?
Zwykle krzywdzi następną. Mężczyźni, którzy tak umiejętnie manipulowali poprzednią partnerką, wykorzystują tę umiejętność. Przemoc działa jak narkotyk, bo uzyskanie dominacji jest w tym przypadku nagrodą. Dziś kobiety chcą aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym, często są bardziej wykształcone od swoich partnerów; bywa, że zarabiają więcej. Jest to trudne do zaakceptowania dla tych mężczyzn, którzy mają problem z samooceną, wykazują braki w relacjach, a komunikację w związku zastępują krzykiem. Jeśli nie zwracamy uwagi na to, co on mówi, np. jak wyraża się o byłej partnerce i jak zachowuje się, gdy ktoś ma inne zdanie, to już tylko krok do utraty czujności. Przemoc pojawia się wtedy, kiedy przestajemy dostrzegać sygnały, które do nas dochodzą. Tym sygnałem może być traktowanie kobiety jako narzędzia, kogoś, kto ma urodzić dzieci. Znany jest ostracyzm dotykający kobiet w małżeństwach, które nie mogą mieć dzieci. Pierwszą podejrzaną jest ona. To ona musi mu udowodnić na wszystkie sposoby, że może. A jeśli może, to później przychodzi do mnie i pyta, jak ma mu to powiedzieć, żeby się nie obraził.

To trochę tak, jakby kobieta w ogóle nie znała człowieka, z którym się wiąże i żyje. A tyle się przecież mówi o partnerstwie…
Partnerstwo oznacza, że kobieta i mężczyzna mają takie same prawa i obowiązki. Okazywanie sobie szacunku jest fundamentalnym elementem zdrowia psychicznego obojga. Jeśli bycie w związku czyni z mężczyzny despotę, można snuć podejrzenia co do tego, jaki towarzyszył mu wzorzec wychowania. To jeden z wielu takich przykładów. Kiedyś klientka opowiadała mi o urodzinach u teściowej, na których mąż powiedział publicznie, że jego żona do niczego się nie nadaje.

I co zrobiła?
Wyszła i się rozpłakała. Kiedy zapytałam ją, dlaczego nie powiedziała, że mąż nie ma prawa tak do niej mówić, odpowiedziała: „Ale jak?”. No właśnie tak: „Nie masz prawa tak do mnie mówić”. Świat nie przestałby istnieć. Trzeba to powiedzieć, bo najwyraźniej on o tym nie wie. A co jeśli wywodzi się z rodziny, w której kobiet nie szanowano? Trzeba ustalać granice. To jest współistnienie dwojga ludzi z dwóch odrębnych systemów wartości, dlatego należy jasno komunikować swoje potrzeby.

A jeśli on nadal się nie zmienia?
Ale już wie, że ona broni swoich prawi i że on nie może posunąć się za daleko. Niestety w Polsce nie ma pomocy prewencyjnej. Moim marzeniem byłoby, aby partnerzy, którzy zamierzają założyć rodzinę, mogli skonsultować się z terapeutą lub doradcą. Każdy z nas ma inny wzorzec rodziny, a uczymy się przez naśladownictwo.

Nie pasuje to do tego mitu romantycznej miłości, który funkcjonuje w naszej kulturze…
Ten mit stwarza ryzyko. Łatwość, z jaką wchodzi się w relacje, sprawia, że prawdopodobieństwo konfliktu jest większe. Młodzi ludzie, dla których związek to nie odpowiedzialność za siebie, ale przygoda, ryzykują wiele. Lubię takie powiedzenie, że nieszczęśliwy nie wychowa szczęśliwego. Troska o to, by para była szczęśliwa w związku, jest inwestycją w rodzicielstwo.

W „Wielkich kłamstewkach” była taka scena, w której terapeutka radzi swojej klientce: „Powiedz o tym, że mąż cię bije, przyjaciółce, wynajmij mieszkanie, zabierz dzieci, wyprowadź się”. Tak wygląda schemat postępowania z ofiarą przemocy?
Chcielibyśmy, żeby tak było, ale w życiu wygląda to trochę inaczej. Wyprowadzenie się z domu to właściwie koniec terapii - to ten moment, kiedy jesteśmy na dobrej drodze. Najtrudniej jest wspiąć się na ten szczyt, na którym kobieta zaczyna myśleć, że da radę. Bardzo ważne jest, aby był obok niej ktoś, komu można o tym powiedzieć. W Polsce podstawowym narzędziem walki z przemocą jest niebieska karta, którą na wniosek ofiary zakładają policjanci, pracownicy socjalni, oświaty i ochrony zdrowia. Warto z tego korzystać. Członkowie zespołu opracowują dla ofiary przemocy indywidualny plan pomocowy, dzięki któremu winna zyskać bezpieczeństwo. Policja może złożyć też wniosek do prokuratury o nakaz opuszczenia mieszkania, zakaz osobistego kontaktowania się. Ofiara ma też możliwość skorzystania z bezpłatnej pomocy prawnej i medycznej. Dużym problemem jest jednak znaczna liczba umorzeń postępowań prowadzonych przez organy ścigania. Kobiety tracą wówczas wiarę w to, że można przeciwstawić się sprawcy. Ten natomiast uzyskuje poczucie bezkarności.

I nic go już nie zmieni?
Mężczyźnie przemocowemu trudno jest wyzbyć się chęci dominacji nad kobietą. Każda wojna jednym z narzędzi uczyniła wykorzystywanie kobiet. Gwałty i dominacja mężczyzn nad kobietami jest znana jak historia świata. To jest jakiś rodzaj atawizmu, który przenosimy z pokolenia na pokolenie. Kiedy słyszę określenie „moja kobieta”, mam dreszcze. Co to znaczy „moja”? Moje to mogą być kapcie, nie kobieta.

*Danuta Gadziomska

dyrektorka Miejskiego Ośrodka Edukacji i Profilaktyki Uzależnień, pedagożka, mediatorka, specjalistka w zakresie przeciwdziałania przemocy w rodzinie, psychoterapeutka; absolwentka Szkoły Praw Człowieka Fundacji Helsińskiej, absolwentka UMK w Toruniu; przez 10 lat była dyrektorką Izby Wytrzeźwień, przewodnicząca wojewódzkiego zespołu ds. zapobiegania handlowi ludźmi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!