MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Vogue i dziura w palcu

Dominika Kucharska
Sylwia Grzeszczak w sukience z mojej pierwszej kolekcji poszła na rozdanie muzycznych nagród. To ona była pierwszą celebrytką, którą ubierałam.

Sylwia Grzeszczak w sukience z mojej pierwszej kolekcji poszła na rozdanie muzycznych nagród. To ona była pierwszą celebrytką, którą ubierałam.

<!** Image 3 align=none alt="Image 219826" sub="Fot.: Jacek Bielarz">

- Mała Kamila ubierała lalki czy wolała kopać piłkę z kolegami?
- Lubiłam jedno i drugie. Jednak częściej niż lalki ubierałam koleżanki i organizowałam podwórkowe pokazy mody. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że zostanę projektantką, ale myślę, że ta pasja właśnie tam się rodziła. Mieszkałam przy ulicy Zamoyskiego 8, w kamienicy Poli Negri. To było ciekawe miejsce. Mają sąsiadką była Joanna Rajkowska, artystka, która postawiła palmę na rondzie Charles’a de Gaulle’a  w Warszawie.

<!** reklama>

- Tylko tam zamieszkać, a sukces gwarantowany!
- Spróbować zawsze warto (śmiech). Może rzeczywiście coś tkwi w tych murach. W każdym razie miałam bardzo twórcze podwórko.

- Gdy miałam sześć lat, wyrosłam z mojej ukochanej sukienki. To było na tyle trudne, że utkwiło w mojej głowie do dziś. Miałaś kreację, o której nie możesz zapomnieć?
- Jedna z moich sukienek stała się wręcz legendarna. Zaczęło się od tego, że poszłam do mojej babci, która była krawcową i powiedziałam, że musimy uszyć sukienkę na zakończenie podstawówki. Ubrałam się w nią, mimo że trzymała się jedynie na fastrydze. Była odważna, bo odsłaniała plecy. Pamiętam jej głęboki, wiśniowy kolor. Czegoś takiego nie było w sklepach. Potem wielokrotnie ją przerabiałyśmy. Powiększoną, ubrałam na studniówkę, a cztery lata później moja siostra bawiła się w niej na swoim balu maturalnym. Później po tę sukienkę zaczęły się zgłaszać koleżanki i tak sobie krąży do dziś.

<!** Image 4 align=none alt="Image 219827" sub="Fot.: Jacek Bielarz">

- Sukienka odważna, ale i babcia niczego sobie. Nie każda zdecydowałaby się uszyć wnuczce kreację odsłaniającą całe plecy.
- To prawda. Babcia miała ze mną wiele przygód. Skracanie, doszywanie, przerabianie… Od babci uczyłam się podstaw szycia.

- I z tego twórczego podwórka w Bydgoszczy wyfrunęłaś do Warszawy.
- Nie tak od razu. Wcześniej wybrałam się na kosmetologię. W ramach studiów odbywałam praktyki w instytucie urody. W przerwach szłam na zaplecze, gdzie rysowałam, projektowałam. Zauważyła to szefowa i powiedziała, że jeśli nie zdecyduję się poświęcić modzie, to będę żałować przez całe życie. Nie chciałam żałować. Złożyłam dokumenty do Międzynarodowej Szkoły Kostiumografii i Projektowania Ubioru. Wszystko poszło w dobrym kierunku.

- Dobrym? To chyba mało powiedziane. Nie o każdym młodym projektancie pisze się na stronie Vogue a. Co się czuje widząc swoje nazwisko w tak zaszczytnym miejscu?
- To utwierdziło mnie w przekonaniu, że te starania są warte zachodu. Jeśli zawód, który wykonujesz, jest twoją pasją, to czujesz, że wyrzeczenia nie idą na marne. Kiedy uświadamiamy sobie, że udało nam się spełnić swoje marzenia, to chce się więcej. Projektuję, mam pokazy mody, jestem na Mokotowskiej - najbardziej prestiżowej ulicy mody w Warszawie, a apetyt na kolejne wyzwania rośnie. Tak jest do czasu, aż napotkamy przeszkody. Aż coś przykrego wydarzy się w naszym życiu, co ściąga nas na ziemię.

- Ale taki zimny prysznic chyba też potrafi wyjść na dobre?
- Na pewno. Wtedy doceniamy to, co mamy. To, co już udało się nam osiągnąć. By w naszym życiu panowała równowaga, to potrzebne są plusy i minusy.

<!** Image 5 align=none alt="Image 219828" sub="Fot.: Jacek Bielarz">

- Twoje kreacje pokochały gwiazdy. Na liście fanek marki ZAWTRA widnieją, między innymi, Dominika Gawęda, Agata Młynarska, Anna Dereszowska, Patrycja Kazadi... Zdradź mi, przedstawicielce szarego tłumu, jak się z nimi współpracuje? W naszym show biznesie można natrafić na marudne divy?
- Pozwolę sobie pominąć opowieści o klientkach, które źle wspominam, aczkolwiek takie też się zdarzają. Proszę mi uwierzyć, że jeśli w gazecie czytamy, że Jennifer Lopez zażyczyła sobie do hotelu najdroższy trunek czy dywan w wybranym kolorze, jest duża szansa, że to prawda. Polskie gwiazdy też mają swoje widzimisię. Opowiem jednak o tych miłych sytuacjach. Pamiętam współpracę z Anią Dereszowską na planie filmu „Ixjana. Z piekła rodem” braci Skolimowskich, gdzie czuwałam nad kostiumami. Wtedy przekonałam się, jak wygląda dzień z życia aktora. Zaczynaliśmy o 6 rano, a pracę kończyliśmy w nocy. Mimo tego wysiłku Ania była bardzo sympatyczna. Wcześniej konsultowałyśmy wspólnie, w co będzie ubrana. Nie było żadnych sprzeciwów czy nagłej zmiany zdania. Ania wystąpiła w wiśniowej sukni w rzymskim stylu.

- Pierwsza gwiazda, którą ubierałaś to…
- Zjawiła się u mnie stylistka Edyty Górniak, dla której szyłam suknię na Eurowizję. Przywiozła ze sobą Sylwię Grzeszczak. Zobaczyłam przed sobą chudziutką dziewczynę. Udało nam się wspólnie coś wybrać. Ostatecznie Sylwia w sukience z mojej pierwszej kolekcji poszła na rozdanie muzycznych nagród. Była pierwszą celebrytką, która ubierałam.

- Co myślisz o modzie na modelki plus size?
- Ja za nią podążam. Modelki, z którymi współpracuję, nie noszą rozmiaru 34 czy 36. Wybieram te noszące 38, bo wiem, że rzeczy będą na nich dobrze leżeć. Pierwsze ubrania, które szyję w ramach nowej kolekcji, są właśnie w tym rozmiarze. Dla mnie najważniejsze jest stworzenie kreacji, w której klientka będzie się czuła dobrze, bez względu na figurę. Wiadomo, że ta sama rzecz w rozmiarze 36 i 42 nie będzie wyglądać identycznie, ale jestem daleka od rezygnacji z tworzenia większych ubrań. Część moich klientek nosi rozmiar powyżej 40.

- A do tego pewnie dochodzi bardzo odmienna budowa ciała.
- Oczywiście, dlatego uwielbiam pracować na dzianinie, która swobodnie rozciąga się na wszystkie strony. Teraz już doskonale wiem, gdzie zrobić drapowania, aby ukryć ewentualne mankamenty sylwetki.

- Co dla ciebie, jako projektantki, stanowi największe wyzwanie?
- Kreacja, w którą muszę włożyć najwięcej pracy. Przez trzy miesiące wyszywałam ręcznie suknię ślubną na zamówienie. Zamieściłam na niej 260 maleńkich aplikacji. To było coś niesamowitego. Zresztą dopiero co wróciłam z czteromiesięcznego pobytu na Słowacji. Wyszywałam tam gorset. Poświęcałam na to trzy godziny dziennie. W efekcie mam dziurę w środkowym palcu, ale czuję satysfakcję, że dopięłam swego.

- To się nazywa poświęcenie dla sztuki.
- W takich chwilach na nowo przekonuję się, że jest to moją prawdziwą pasją. Zdarza się, że budzę się w środku nocy i rysuję, bo śniło mi się coś inspirującego. Staram się to uchwycić, zanim gdzieś się rozpłynie.

<!** Image 6 align=none alt="Image 219829" sub="Fot.: Jacek Bielarz">

- Jesteś w stanie wiele poświęcić na tworzenie kreacji dla innych. A co z tobą? Szewc bez butów chodzi, czy zdarza ci się tworzyć wyłącznie z myślą o sobie?
- Uważam, że moje nazwisko, mój ubiór są moją marką. Mam na tym punkcie małą obsesję (śmiech). Na jednej z imprez podeszła do mnie Patrycja Kazadi i zapytała, skąd jest ta świetna sukienka, którą mam na sobie. To był mój projekt. Wymieniłyśmy się telefonami i później Patrycja wystąpiła w takiej samej kreacji. 

- Czym nas jeszcze zaskoczysz? 
- Skończyłam dwuetapową kolekcję jesień-zima 2013/14 prêt-à-porter. Tworząc ją chciałam skupić się na swoich klientkach. Moje kreacje noszą różne kobiety - młodsze, starsze, o różnych rozmiarach i profesjach. Sięgnęłam po niezwykle lekki kaszmir, ciekawie połączony ze skórzanymi elementami oraz parzoną wełną. Kolekcja subtelnie przechodzi w historię wieczorową, gdzie w roli głównej pojawiają się koronka oraz wyjściowe suknie i spódnice ze specjalnie nabłyszczanego materiału.

- Już po użytych materiałach można się domyślić, że będą to produkty z wyższej półki. Moda od projektantów jest droższa, ale mimo to chyba klientela się rozrasta?
- Tak, społeczeństwo się zmienia. Zaczynamy podążać za tym, co się dzieje za granicą. Coraz częściej zdarza się, że panie nie chcą pójść na uroczystość w sukni kupionej w sklepie sieciowej marki, bo istnieje ryzyko, że spotkają znajomą ubraną w identyczną kreację. Rzeczy szyte na miarę są unikatowe, dlatego wzrasta popularność projektantów. Zauważam, że w tej kwestii w Polsce, a tym bardziej w Warszawie, jest coraz lepiej, chociaż projektant bywa doceniany dopiero po dziesięciu latach.

- To i tak szybciej niż poeci. Oni muszą czekać do śmierci...

- O tym nie pomyślałam, ale rzeczywiście nie mamy jednak tak źle (śmiech).


<!** Image 7 align=left alt="Image 219830" sub="Fot.: Michał Grzyb">*Kamila Zielińska

projektantka mody, stylistka, kostiumograf.

Laureatka konkursu „Złota Nitka”.

Pisano o niej na stronie internetowej brytyjskiego Vogue’a.

Była gwiazdą wydarzenia „II Encuentro de Diseńadores de Castellon”.

Hiszpanki wykupiły całą jej kolekcję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!