MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie: Jurek, który pozostał „Grundkiem”

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
Są wśród nas ludzie obdarzeni „iskrą bożą”. Do takich niewątpliwie należał Jerzy Grundkowski. I tak jak wielu jemu podobnych, za wcześnie odszedł.

Jerzego poznałem na pierwszym roku studiów, kiedy był moim sąsiadem przez ścianę w akademiku, w „ósemce” na Bielanach w Toruniu, gdzie mieszkała cała humanistyka. Z drugiej strony korytarza mieszkał wówczas Wojtek Reszczyński.

Hazardowa namiętność

Na drugim roku, już w „dziewiątce”, los sprawił, że zamieszkaliśmy razem. „Grundek”, bo nikt inaczej o nim nie mówił, choć sam był już wtedy odludkiem, traktowany był ze specyficznym szacunkiem. „Ten to ma łeb” - mówiono z podziwem i zazdrością. Bo w istocie chyba nigdy nie spotkałem w życiu człowieka o podobnej umiejętności i łatwości uczenia się. Jurkowi zdobywanie wiedzy przychodziło z dziecinną prostotą. Podręczniki brał do ręki dopiero w przeddzień egzaminu. Powoli i uważnie je kartkował. Miał wyjątkową, fotograficzną pamięć, utrwalało mu się w głowie praktycznie wszystko. Następnego dnia pokazywał indeks z piątką. Tego zazdrościli mu wszyscy.

Nie mając w tej sytuacji co robić przez większość czasu, „Grundek” oddawał się namiętnościom hazardu. Nie był bogaty z domu, nie stać go było na udział w pokerowej akademickiej ekstraklasie, ale grał w tzw. pierwszej lidze i szło mu tam znakomicie. W ciągu dnia głównie spał albo czytał książki, głównie historyczne, a nocami dzielnie walczył przy karcianym stole, często w swoim pokoju. To wówczas musiałem się przez niego nauczyć spać przy zapalonym świetle, w gęstych oparach tytoniowego dymu i nie dać się obudzić nawet przy głośnych okrzykach o piątej rano, kiedy full starł się z karetą.
Któregoś dnia, kiedy wróciłem do pokoju po wieczorze literackim, rozgadaliśmy się o twórczości. Zasugerowałem mu wykorzystanie w ten sposób jego wiedzy historycznej. Jurek nieoczekiwanie stwierdził: Napisać powieść? To świetna myśl! I kilkanaście dni później pokazał mi plik zapisanych kartek. Co to było za opowiadanie, nie pamiętam. Faktem jest jednak, że pisanie zaczęło odtąd „Grundka” coraz bardziej pochłaniać. Podobnie jak literatura. Łykał szczególnie twórczość science-fiction, ale jego ulubioną książką były wówczas „Fikcje” Jorge Luisa Borghesa.

Zaczął od słuchowiska

Po studiach spotykaliśmy się od czasu do czasu przypadkowo na ulicy, odwiedzaliśmy się w swoich redakcjach. Jurek znalazł dobrą dla siebie pracę w zakładowej gazetce „Stomilu”. Jak twierdził, praca ta pochłaniała mu jeden dzień w tygodniu, przez resztę mógł oddawać się swoim pasjom. A miał ich sporo. W pokera, jak mówił, grywał już tylko od czasu do czasu, za to zaczął pasjonować się szachami. Bywało, że telefonował do mnie w środku nocy i opowiadał, jaką świetną partię Aliechina z meczu z Capablanką właśnie przestudiował. Podawał mi kolejne ruchy na szachownicy, a kiedy dochodził do tego, że nie nadążam za nim, tak jak często czynił, po prostu rzucał słuchawką. I dzwonił następnej nocy z historią innej partii...
Swoje publikacje zaczął jeszcze jako student od radia. Wtedy zaczął się pasjonować fantastyką. W weekendy chodził do Jerzego Sulimy-Kamińskiego i pod jego okiem pisał słuchowiska. W bydgoskim radio też zadebiutował na antenie. Jednocześnie doczekał się kolejnych publikacji w literackich czasopismach. Przez lata rozsyłał stosy listów ze swoimi opowiadaniami, wiele z nich zostało wydrukowanych, stał się znanym w kraju młodym, zdolnym literatem. W 1983 roku ukończył „Annopolis, miasto moich słów”, swoją najlepszą książkę - zbiór opowiadań.

Parę lat później opowiadał mi o swoim największym marzeniu twórczym. Chciał napisać powieść-rzekę o czasach średniowiecza w trzech tomach, z których każdy liczyłby po tysiąc stron. Nie zapominał też o fantastyce. „Czuję się jak Stanisław Lem - mówił. - Mam w głowie tysiące pomysłów na opowiadania, ale nie mam czasu, żeby je napisać”. W Jurka pokoju, kiedy jeszcze mieszkał w Bydgoszczy z rodzicami najważniejszym sprzętem była zawsze maszyna do pisania a zalegające wszędzie wokół stosy zapisanych kartek, bywało, mierzył na wysokość centymetrem krawieckim.

Nie umiał się odnaleźć

Po przełomie 1989 roku i po upadku zakładowej prasy Jurek szukał nowego miejsca dla siebie. Próbował w „Ilustrowanym Kurierze Polskim”, w „Expressie Bydgoskim”, ale nie wytrwał. To nie było zajęcie dla niego. Nie miał niezbędnego temperamentu ani szybkości działania. Wolał myśleć o egzystencjalnych sprawach w samotności. Potem trafił do redakcji branżowego miesięcznika „Mury”, chwalił się wówczas, że nigdy tak dużo nie zarabiał. Nadal tworzył, pisywał też jako wolny strzelec do prasy.
Kilkanaście lat temu Jurek zaczął się zmieniać. Coraz rzadziej wychodził z domu, zachowywał się coraz dziwniej. Popadł w depresję. Widziałem go po raz ostatni parę lat temu na ulicy. Nie poznał mnie, patrzył dziwnym, jakby nieswoim wzrokiem.
Jerzy Grundkowski zmarł 12 grudnia nad ranem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!