Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyszedł na wolność i zabił

Redakcja
Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby sprawca przemocy domowej, 48-letni Waldemar S., nie opuszczał więziennej celi. Po tym, jak sąd uchylił mu tymczasowy areszt, sadysta poszedł do mieszkania swojej ofiary i ją zamordował.

Dla wszystkich byłoby lepiej, gdyby sprawca przemocy domowej, 48-letni Waldemar S., nie opuszczał więziennej celi. Po tym, jak sąd uchylił mu tymczasowy areszt, sadysta poszedł do mieszkania swojej ofiary i ją zamordował.

<!** Image 2 align=none alt="Image 193742" sub="Spokojnym dotąd osiedlem w bydgoskim Fordonie wstrząsnęła tragedia Ewy K. i jej dzieci. Kręcącego się między blokami recydywistę widziało wiele osób. Nie musieli wiedzieć, że ma zakaz zbliżania się do swojej ofiary. [Fot. Tymon Markowski]">Na niewielkim osiedlu w bydgoskim Fordonie nic już nie będzie takie, jak przedtem. Wielu ludzi znało Ewę K. i jej mordercę Waldemara S. O zabójstwie wiedzą nawet dzieci grające w piłkę na pobliskim orliku. Od poniedziałku nie mówi się tu o niczym innym.

- Jak tylko pomyślę, co on jej zrobił, to mam dreszcze. Nie wiedziałam, że Ewa miała 41 lat. Tak młodo wyglądała - mówi kobieta w żółtej bluzce i woła wnuczka.

<!** reklama>- Największy dramat przeżywają teraz dzieci. Nie, do mnie nie przyszły, musiały zapukać do kogoś innego. O wszystkim dowiedziałam się od policji - opowiada jedna z sąsiadek zamordowanej. Wspomina ją jako osobę życzliwą i troskliwą matkę. - Bardzo dbała o dzieciaki - podkreśla.

Waldek, co ty tu robisz?

- Jego widziałem w sobotę po południu. Wołał: „Dzieciaczki, chodźcie na obiad”. Zdziwiłem się, bo myślałem, że siedzi w areszcie za znęcanie się nad Ewą. Mówię mu: „Waldek, a ty tu?” A on: „No, Ewa mi pozwoliła” - relacjonuje mieszkaniec osiedla. O Waldku - jak go nazywa - wie sporo. - W porządku jako kolega - mówi w pierwszym odruchu, ale po chwili zastanowienia dodaje: - Niczego wartościowego bym mu nie powierzył. W poprawczaku siedział i nie tylko. To złodziej i ma dwie lewe ręce do roboty. Znajomemu ukradł auto, ale go przycisnęliśmy, to się przyznał.

- Mojemu sąsiadowi też sprzątnął samochód. Byłam świadkiem na sprawie - dodaje inna z mieszkanek.

Najstarszy syn zamordowanej nie umie sobie poradzić z wyrzutami sumienia. Obwinia się o śmierć matki. Kiedy Ewa K. z raną w klatce piersiowej prosiła go pomoc, w drzwiach stanął z nożem Waldemar S. i zaczął grozić chłopakowi. Piętnastolatek mógł chwycić za telefon dopiero wtedy, gdy zabójca zasnął. Mężczyzna połknął bowiem leki przeciwdepresyjne i popił je alkoholem.

- Jak odlecę, to możesz sobie dzwonić - powiedział. W mieszkaniu znaleziono trzy puste opakowania po tabletkach.

Chciał uratować mamę

- Chłopiec ma wyrzuty sumienia, że nie pomógł mamie, ale nic jej nie mogło uratować. Nie powinien się o nic obwiniać. Nawet gdyby zaraz przyjechało pogotowie, nie było szans. Śmierć nastąpiła w ciągu dwóch minut - mówi prokurator Adam Lis z Prokuratury Bydgoszcz-Północ. Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wiadomo, że przyczyną zgonu było uszkodzenie fragmentu serca nożem o 12-centymetrowym ostrzu.

- To był taki ozdobny kordzik. Tym nożem zadano jedną ranę, która okazała się śmiertelna. Ale dzieciom, a w pokoju oprócz najstarszego syna była jeszcze trójka maluchów, grożono już dużo większym narzędziem, kuchennym tasakiem - podkreślają śledczy. Sprawdzą, skąd w mieszkaniu znalazł się mniejszy z noży. Prawdopodobnie przyszedł z nim w sobotę, dzień przed zabójstwem, Waldemar S. Jeśli się to potwierdzi, będzie można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że zabójstwo zostało przez niego z premedytacją zaplanowane.

Nieformalny związek Ewy K. z Waldemarem S. trwał od przeszło 10 lat. Mieli troje dzieci. Prócz tego każde z nich miało potomstwo z poprzednich związków. To, że w rodzinie dzieje się źle, od dawna nie było tajemnicą.

W 2008 roku mężczyzna został skazany na 2 lata i 8 miesięcy więzienia za gwałty, usiłowania gwałtów oraz znęcanie się psychiczne nad swoją partnerką. Wyrok obejmował też stosowanie przemocy wobec Anny K., najstarszej córki ofiary. Mężczyzna został skazany tylko dzięki zeznaniom dziewczynki oraz znajomych i sąsiadów, ponieważ ku zaskoczeniu wszystkich, Ewa K. na sali sądowej odwołała wcześniejsze zeznania złożone w śledztwie, które obciążały konkubenta.

- Wszystko zmyśliłam. Znajomych też okłamywałam. Waldek nigdy mnie nie zgwałcił. Zrobiłam mu wielką krzywdę. Potrzebuję go. Zawsze był dobry dla dzieci, chodził z nimi na spacery - mówiła, prosząc o wypuszczenie partnera z aresztu i uniewinnienie. - To wszystko przez moje najstarsze dzieci z poprzedniego związku. One go prowokowały - argumentowała. Na koniec oznajmiła, że jej syn cierpiący na poważną wadę wzroku nie chce jechać do szpitala na zabieg, póki Waldemar S. przebywa w więzieniu.

Poszedł siedzieć, ale wrócił

- Próbowała wywrzeć presję na sądzie, sugerując wręcz, że dziecko może stracić wzrok, jeśli oskarżony nie zostanie wypuszczony - wspomina sędzia Andrzej Bauza, prowadzący ów proces. - Pamiętam dobrze to postępowanie, bo z czymś podobnym wcześniej się nie spotkałem. Zdarza się, że ofiary przemocy w trakcie procesu łagodzą swoje zeznania i starają się nie obciążać sprawcy, ale po raz pierwszy kobieta zdecydowanie wszystko odwołała i jeszcze zrzuciła winę na dzieci.

Sąd się nie ugiął. Waldemar S. został skazany w kwietniu 2009 roku, a w lipcu 2010 roku, 8 miesięcy przed czasem, opuścił więzienie, korzystając ze zwolnienia warunkowego.

- I wrócił do Ewy, a ona go przyjęła. Dlaczego? - nie mogą zrozumieć znajomi z osiedla. - Przez jakiś czas chyba nie pił. Podobno się leczył czy miał się leczyć - dodają.

- Tak, podjął terapię w jednym z bydgoskich ośrodków, ale jesienią 2011 roku znowu zaczął pić - informują w sądzie.

Dosyć tego

W lutym 2012 roku Ewa K. ma już dość i zawiadamia policję o tym, że jej partner znowu stosuje przemoc. Tym razem przede wszystkim psychiczną - wyzywa ją i dzieci, awanturuje się, grozi pozbawieniem życia. A przy tym pije. Sprawy toczą się szybko. Dzielnicowy zakłada Niebieską kartę i po zebraniu materiału dowodowego stawia mężczyźnie zarzuty, co skutkuje zamknięciem go w areszcie na okres procesu. Odbywają się dwie rozprawy. Tym razem pokrzywdzona nie robi niespodzianki sędziom i z niczego się nie wycofuje. Za to sam oskarżony składa wniosek o warunkowe uchylenie aresztu z uwagi na ciężki stan zdrowia matki.

Zapytana przez sędziego o zdanie Ewa K. nie sprzeciwia się wypuszczeniu sadysty na wolność i potwierdza, że babcia jej dzieci naprawdę może być umierająca. Na rozprawie z 11 lipca tego roku kobieta prosi jedynie o wydanie zakazu zbliżania się Waldemara S. do jej rodziny i o asystę kuratora sądowego podczas spotkań mężczyzny z dziećmi. Przy okazji pokazuje w sądzie list konkubenta wysłany do niej z aresztu. Mężczyzna pisze w nim m.in., że tęskni za dziećmi. Dodaje też: „Pamiętaj, że wszystko ci wybaczyłem, bo darzę cię wielką miłością”.

Sąd postanawia Waldemara S. wypuścić. W czwartek, 12 lipca, podsądny jest na wolności, a w sobotę 21 lipca udaje mu się dostać do mieszkania konkubiny. Widzą go sąsiedzi.

- Dlaczego go wpuściła? Dlaczego nie wezwała policji? Przecież od razu by go zgarnęli - nie rozumieją okoliczni mieszkańcy. Prokuratura ustala, czy pomiędzy czwartkiem a sobotą podejrzany nachodził swoją ofiarę. Z osiedlowych pogłosek wynika, że tak i że dopiero za trzecim razem kobieta uległa i otworzyła mu drzwi.

Mówi, że nie pamięta

- Wiemy, że ją okłamał. Powiedział, że zmarła mu matka - mówią śledczy.

Do zabójstwa doszło ok. 5 rano w niedzielę. Sprawca zadał jeden cios nożem. W pokoju obok spała czwórka dzieci. Kiedy się obudziły, Waldemar S. z tasakiem w ręku pilnował, by nie opuściły mieszkania. Najstarszej 18-letniej Anny nie było w domu. Wcześniej wyjechała na wakacje.

- Nie mogę przestać myśleć o tych dzieciach - mówi sędzia Andrzej Bauza.

- Nie czarujmy się. Każdego dorosłego takie doświadczenie powala, a w psychice dziecka pozostaje czasem do końca życia. Niestety, trafia do nas coraz więcej dzieci, które doświadczają podobnych tragedii - nie ukrywa Krzysztof Jankowski, dyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych, gdzie na razie przebywają dzieci Ewy K. i Waldemara S.

- Dużo osób interesuje się ich losem. Dzwonią, piszą maile, chcą je odwiedzić. Pojawiło się też kilka propozycji od ludzi, którzy chcieliby wziąć dzieci do siebie - dodaje Krzysztof Jankowski.

Waldemar S. został odtruty i dwa dni po zabójstwie wybudził się ze śpiączki, oznajmiając, że nic nie pamięta. Do morderstwa się nie przyznał. Udawał zaskoczonego informacją o śmierci Ewy K. Czekają go teraz dwa procesy: niedokończony - o stosowanie przemocy, i nowy - o zabójstwo. Grozi mu dożywocie.


Warto wiedzieć

Sprawcy przemocy nie boją się więzienia

Tragedia Ewy K. i jej dzieci bardzo przypomina dramat rodzinny, jaki rozegrał się w 2003 roku w Inowrocławiu. Niejaki Mariusz D. zabił swoją żonę, a następnie popełnił samobójstwo. Wcześniej przez wiele lat znęcał się nad Magdaleną D., ale mimo prawomocnego wyroku w zawieszeniu i braku poprawy nie znalazł się w więzieniu.

O Tomaszu W., który swojej pierwszej żonie wyrywał paznokcie i obcinał martwiejąca tkankę nożyczkami, słyszała cała Polska. Po odbyciu kary „upolował” kolejną ofiarę i znowu trafił do więzienia. Od kilku lat jest na wolności.

Waldemar S. przebywał w więzieniu nie tylko za znęcanie się nad rodziną. Wcześniej trzykrotnie trafiał za kratki, skazywany za kradzieże i włamania. W sumie spędził w izolacji 11 lat, jednak niczego go to nie nauczyło.


Warto wiedzieć

Sprawcy przemocy nie boją się więzienia

Tragedia Ewy K. i jej dzieci bardzo przypomina dramat rodzinny, jaki rozegrał się w 2003 roku w Inowrocławiu. Niejaki Mariusz D. zabił swoją żonę, a następnie popełnił samobójstwo. Wcześniej przez wiele lat znęcał się nad Magdaleną D., ale mimo prawomocnego wyroku w zawieszeniu i braku poprawy nie znalazł się w więzieniu.

O Tomaszu W., który swojej pierwszej żonie wyrywał paznokcie i obcinał martwiejąca tkankę nożyczkami, słyszała cała Polska. Po odbyciu kary „upolował” kolejną ofiarę i znowu trafił do więzienia. Od kilku lat jest na wolności.

Waldemar S. przebywał w więzieniu nie tylko za znęcanie się nad rodziną. Wcześniej trzykrotnie trafiał za kratki, skazywany za kradzieże i włamania. W sumie spędził w izolacji 11 lat, jednak niczego go to nie nauczyło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!