Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koronkowe zakochanie [WYWIAD]

Redakcja
Chyba nie ma nic bardziej seksownego niż majtki z podwyższonym stanem sięgającym pasa. Z Rillą Pawlaczyk* - projektantką bielizny rozmawia Dominika Kucharska.

Chyba nie ma nic bardziej seksownego niż majtki z podwyższonym stanem sięgającym pasa. Z Rillą Pawlaczyk* - projektantką bielizny rozmawia Dominika Kucharska.


<!** reklama>


<!** Image 3 align=left alt="Image 215237" >- Znalezienie dobrego materiału to przy tworzeniu bielizny połowa sukcesu?

- Zdecydowanie. Obecnie robię bieliznę, bo jestem w niej zakochana. Kocham te materiały. Jak mi się to znudzi, to zacznę robić inne rzeczy. Jestem zdania, że aby zrobić coś naprawdę dobrego, to trzeba to kochać. Trzeba zakochać się w pomyśle, w produkcie... Od tego wszystko się zaczyna.

- Czyli jesteś permanentnie zakochana.

- Nie do końca. Ja po prostu szukam tej miłości. Oczywiście w tym uczuciu nie wszystko jest idealne. Też nieraz mam dosyć, jestem zmęczona materiałami. Wszystko jest nie takie, jakie być powinno, zwyczajnie niefajne. Wtedy potrzebuję oddechu, chwili zatrzymania. Gdy ponownie znajduję inspirację, to stan zakochania wraca.

- Potrzeba bywa matką wynalazków. <!** Image 6 align=right alt="Image 215237" >Nie mogłaś znaleźć idealnej bielizny dla siebie i zaczęłaś ją projektować, czy historia jest zupełnie inna?

- Bez wątpienia jest w tym trochę prawdy. Nie ukrywam jednak, że szycie bielizny jest w mojej rodzinie swoistą tradycją. Babcia była krawcową, a mama do dziś ma małą produkcję bielizny. Absolutnie nie było jednak tak, że zostałam postawiona przed faktem dokonanym i usłyszałam, że muszę wybrać ten fach.  

Skończyłam studia studia na kierunku projektowania ubioru, potem na rok pojechałam do Anglii, gdzie również studiowałam projektowanie. W wyniku zupełnego zbiegu okoliczności dostałam zaproszenie na Fashion Week. 

Organizatorzy chcieli, żebym się wystawiła, mimo że nie znali moich projektów. Po prostu moje nazwisko figurowało w ich bazie. Pomyślałam sobie, kurcze, fajnie byłoby się wystawić, ale z czym? Miałam jakiś miesiąc na przygotowanie i bielizna sama się nasunęła. Wiedziałam, że przyjdzie mi to najłatwiej. 

<!** Image 5 align=left alt="Image 215237" >- Ale to rzeczywiście tak łatwo przychodzi?

- W moim przypadku tak (śmiech). Miałam materiały, miałam technologię w garści. Bardzo zależało mi, aby to było coś mojego. Mam specyficzny gust. Nie chciałam tworzyć kopii rzeczy, które już są na polskim rynku. To nie oddaje tego, co sama chcę robić. Nie miałam pojęcia czy to, że w Polsce nie można kupić takiej bielizny wynika z tego, że Polki tego nie potrzebują, nie chcą? Czy może twórcy bielizny są zbyt jednokierunkowi? Wyszłam z tego gorszego założenia i uznałam, że Polki nie mają świadomości, że mogą nosić, np. inne biustonosze niż te usztywniane.

- Fiszbin u Ciebie też próżno szukać...

- Niektóre z moich staników je mają, ale rzeczywiście zdarza się to rzadko. Mogłabym szyć więcej takiej bielizny, ale myślę, że jest tyle świetnych firm, które się w tym specjalizują, że nie widzę sensu, aby z nimi konkurować. I tak, z drżącym sercem wyruszyłam z moją bielizną na Fashion Week. Na miejscu okazało się, że nasze stoisko jest hiciorem. Ludzie mówili, że szukali właśnie czegoś takiego. To dało mi pewność, że są też inni, którzy mają potrzeby i gust zbliżony do moich.

- Spotykasz kobiety, które zachwycają się bielizną<!** Image 7 align=right alt="Image 215237" > marki „Rilke”, ale zaraz dodają, że na pewno na nich to już tak dobrze wyglądać nie będzie?

- Bardzo często tak bywa.

- Myślisz, że to kwestia krytycznego patrzenia na siebie naszych rodaczek, czy może wszystkie kobiety takie są?

- Zdecydowanie takie podejście z reguły spotyka się w naszym kraju. Mam klientów z Hiszpanii, Anglii, Francji, Ameryki... Tam podejście do bielizny, do samego siebie jest inne. My, Polki, jesteśmy bardzo często zbyt krytyczne wobec siebie. Angielki już takie nie są. 

Dla nich ubiór, stylizacja to zabawa. Nie mają ze sobą takich problemów, jak my. Myślę, że powinnyśmy wyluzować, bo za bardzo krytykujemy wszystko, samych siebie, ściany, pogodę, ludzi... 

Musimy się pozbyć tych kompleksów i przekonania, że wypada nam być we wszystkim najlepszymi, a my powinnyśmy być ugrzecznionymi w stylu panienkami. Styl to czysta zabawa, a zbytnie przejmowanie się wszystkim ją ogranicza.

<!** Image 4 align=left alt="Image 215237" >- Chcesz powiedzieć, że w byciu średnim nie ma nic złego?

- Oczywiście. Jeśli sami ze sobą czujemy się dobrze, to jest OK. Możesz być przeciętna, zupełnie nijaka, ale jeśli tobie to odpowiada, to inni nie powinni mieć z tym problemu, tym bardziej że to nie ich sprawa.

- Ile trwa szycie? Może się mylę, ale mam wrażanie, że nieraz łatwiej jest uszyć spodnie niż bieliznę.

- Tak właśnie jest. Z bielizną wiąże się bardzo dużo dłubaniny. Przyszycie ramiączek czy wykończenie potrafi zająć prawie tyle samo czasu lub niewiele mniej jak uszycie całej reszty. 

Jeden stanik szyje się jakieś półtorej godziny, ale nie ujmuję w tym czasu poświęconego na wykrojenie czy dopasowanie bielizny do klientki, a coraz chętniej zajmuję się właśnie takim projektowaniem, bardzo indywidualnym, pod konkretną osobę.

- Denerwują Cię sieciówki. A co konkretnie?

- Drażni mnie to, że troszeczkę zatracamy się w tej masowej produkcji, że gubimy się w tym wszystkim i wydajemy pieniądze na rzeczy, które absolutnie nie są tego warte. Wiadomo, że kwota, jaką pakujemy w sam produkt, to maleńki ułamek. Reszta to marketing, a cała produkcja prowadzona jest w Chinach i Tajlandii. 

To takie bezduszne szycie, a właściciele marki za wszelką cenę budują w nas przekonanie, że musimy mieć tę rzecz. Niestety, często ludzie ślepo w to wierzą. Zdaję sobie sprawę, że projektowanie bielizny na wymiar po prostu się nie opłaca, bo zabiera to dużo czasu, trzeba przy tym myśleć. 

Mimo to chcę dać ludziom poczucie, że ktoś się o nich troszczy. Dla mnie jest ważne. Sama tego potrzebuję. Chcę, żeby klientka dobrze się czuła w rzeczach przeze mnie zaprojektowanych. Po to to robię - żeby dawać innym przyjemność, a przy okazji móc wyżyć się twórczo.

- Te koronki, subtelne prześwity, brak cekinów, nadruków... Bielizna „Rilke” czaruje magią dawnych lat.

- Uwielbiam lata 50. i coraz więcej kobiet się na to otwiera. Na szczęście, w Polsce powoli odchodzimy od przekonania, że wszystko musi być dopasowane, ściśnięte. Wciąż jednak chcemy pokazywać jak najwięcej w przekonaniu, że właśnie to jest sexy. 

Natomiast ja uważam, że chyba nie ma nic bardziej seksownego jak majtki z podwyższonym stanem sięgającym pasa. Ten styl bardzo mnie inspiruje. Samo tworzenie, to proces pewnej analizy. Potrafię z uporem maniaka patrzeć się na zdjęcia i zastanawiać się, dlaczego mi się to podoba.

- Myślałaś o tym, żeby zacząć tworzyć bieliznę dla mężczyzn?

- Myślałam o tym, ale na razie nie mam jeszcze konkretnego planu. Mam klienta z Hiszpanii, który zaczął od kupowania bielizny dla swojej żony, a potem zaproponował mi, żebym uszyła damską bieliznę dla mężczyzn. Wydało mi się to nieco ekscentryczne, ale jak mówię o tym innym ludziom, to słyszę, że to fajny pomysł. Mnie samej on też coraz bardziej się podoba.

- Ale jak to by miało wyglądać?

- Majteczki, ale dla mężczyzn. Ten sam fason, ten sam materiał.

- Obawiam się, że w Polsce to nie przejdzie, a może i się zdziwię.

- Myślę, że obie mogłybyśmy się poważnie zdziwić.

- Teraz czas na bieliznę ślubną...

- Tak, ale nie chcę robić tego w ogromnych ilościach. Na pewno nie zamierzam projektować gorsetów. Chciałabym wprowadzić do bielizny ślubnej lekkość, taki styl, którego w tej sferze trochę brakuje.

- Między projektantami, którzy zajmują się tworzeniem bielizny, panuje duża konkurencja?

- W ogóle jej nie czuję, a to dlatego, że dopiero niedawno powstała jeszcze jedna marka, ale oferująca zupełnie inne rzeczy niż ja, więc tak w zasadzie tej konkurencji nie ma. Być może niebawem się to zmieni. Tworzenie bielizny to bardzo ciężka praca. Wymaga specjalistycznej technologii szycia, której trzeba się nauczyć, a nie tylko podejrzeć. Zdarza się, że nawet krawcowe nie mają tych umiejętności.

- Moja mama, co prawda, nigdy nie była krawcową, ale potrafi szyć i bardzo żałuje, że nie udało jej się mnie tego nauczyć. Twoja osiągnęła sukces.

- Ale moja mama też nie była krawcową, a matematykiem. Szycie ubrań marzyło jej się od dziecka. W latach 70., 80. nie można było nic dostać i tu zasada, że potrzeba jest matką wynalazków, dawała o sobie najbardziej znać. 

Mama uczyła się wszystkiego absolutnie sama. Takim samoukom jest bardzo trudno, ale wiesz co? Jedyne, co daje szkoła, to przekonanie, że tak naprawdę nic więcej już nie możesz się nauczyć, że nie ma w tym wszystkim żadnej tajemnicy. 

Mam wielu znajomych, którzy skończyli studia i takich, którzy z tego zrezygnowali. Jakość tworzonych przez nich ubrań jest bardzo podobna. Często klucz tkwi w determinacji. Wcale nie w tym, czy robisz ładne czy brzydkie spodenki, ale w tym, jak umiesz sobie zorganizować pracę.


<!** Image 8 align=left alt="Image 215237" >*Rilla Pawlaczyk

Rocznik 1985. Projektantka marki „Rilke”. Absolwentka ASP. Ma dwie pracownie w Bydgoszczy, a jej bieliznę można kupić, m.in., w conceptstore „Landschaft”. 

Jej imię to efekt inspiracji rodziców powieścią Lucy Maud Montgomery pt. „Rilla ze Złotego Brzegu”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!